[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jason widział wyraznie, że ta wizyta zrobiła na Taylor duże wrażenie. Znał jej wrażliwość.
 Czy wszystko w porządku?  zatroszczył się.
 Oczywiście!  odpowiedziała, ale po chwili nie wytrzymała. W oczach zakręciły jej się
łzy.  Kłamałam, oszukiwałam, jak może być w porządku?
 Przecież nie musisz tego robić. Sama wpadłaś na pomysł tej farsy z narzeczeństwem.
Rozumiem, że trudno ci oszukiwać tak miłą i serdeczną osobę jak Elizabeth  powiedział ze
współczuciem i objął ją.
 Wiesz, że nie mogę się teraz zatrzymać.  Odepchnęła jego ramię.  A w ogóle to
jeszcze nie zdążyłam podziękować ci za lalkę. Jest prześliczna. Teraz jednak muszę zostać
sama.  Bez słowa odwróciła się i poszła w stronę ogrodu.
Jason nie starał się jej zatrzymać. Bardzo dobrze wiedział, jak ciężko jest oszukiwać.
Przecież nie tylko Taylor kłamała...
Jedyne, co mogła teraz zrobić, to uciec  uciec, zanim kompletnie się załamie.
Postanowiła pójść do ogrodu. Ku jej uldze furtka była otwarta, a w ogrodzie było pusto.
Znalazła niewielką ławeczkę koło fontanny i usiadła na niej. Awantura z Jasonem, rozmowa z
Elizabeth i ta cudowna lalka  to było dla niej za dużo. Wybuchnęła długo
powstrzymywanym płaczem.
 Czy mogę pani zaoferować chusteczkę?  usłyszała z tyłu za sobą niski męski głos.
Przestraszona odwróciła się. Zobaczyła bardzo sympatycznie wyglądającego starszego
pana. Był ubrany w stare ogrodniczki i kapelusz z szerokim rondem. Opierał się na grabiach.
Wyciągnął do niej rękę z chusteczką. Musiała go wcześniej nie zauważyć. Bez słowa wzięła
chusteczkę i wytarła zapłakaną twarz. Powoli dochodziła do siebie.
 Dziękuję  wyszeptała. Czuła się jak skończona idiotka. Od dzieciństwa nikt nie widział
jej płaczącej.
 Nie ma za co.  Jego szaroniebieskie oczy patrzyły ciepło.
 Czy pan się zajmuje ogrodem?  spytała, żeby jakoś podtrzymać rozmowę. Chciała
okazać swoją wdzięczność i dlatego postanowiła trochę porozmawiać z tym miłym
człowiekiem.
 Tak, to moja wielka namiętność. Od lat pielęgnuję kwiaty.
 Starszy pan przysiadł koło niej na ławce.  Lepiej już się pani czuje?
 Znacznie lepiej  odpowiedziała szczerze.
 Czy chcesz, moje dziecko, porozmawiać o tym, co ci się przydarzyło? Jestem bardzo
dobrym słuchaczem.  W naturalny sposób zaczął mówić do niej na ty.
Być może zadziałał jego miły głos, może ciepłe spojrzenie. A może była to potrzeba
rozmowy z kimś starszym i doświadczonym, z dziadkiem, którego nigdy nie miała. Nie do
końca zdawała sobie sprawę, dlaczego miała na to tak wielką ochotę.
 Jestem zakochana w mężczyznie, który teoretycznie wcale nie powinien mi się
podobać. Często mnie denerwuje, złości i na dodatek ocenia bardzo niesprawiedliwie... ale
kocham go  wyznała  Dlaczego ocenia cię niesprawiedliwie?
 On uważa, że jestem bezwzględna i mam obsesję na punkcie mojej pracy.
 A jest tak?
 Staram się być twarda.  Zciągnęła brwi.  Ale mi to nie wychodzi. Z pewnością jednak
nie jestem bezwzględna. Gdybym taka była, to nie miałabym wyrzutów sumienia, gdy muszę
kłamać.
 Uważaj, bo kłamstwa mogą doprowadzić cię do sytuacji, z której nie znajdziesz
dobrego wyjścia  ostrzegł.
 Wiem o tym i boję się tego. Na dodatek pomieszałam pracę z życiem prywatnym. Ale
mam nadzieję, że jeszcze nie jest za pózno, by się wycofać  powiedziała z nutą nadziei w
głosie.
 Mam nadzieję, że ci się uda.
Zaległa chwila ciszy. Taylor poczuła, że łzy znów napływają jej do oczu. Uświadomiła
sobie, że to tak mało prawdopodobne, żeby Jason również ją kochał. Udało jej się jednak
powstrzymać płacz.
 Czy miałaś kiedyś ogród?  przerwał milczenie starszy pan.
 Ogród?  powtórzyła za nim. Zmusiła się, żeby przestać myśleć o Jasonie i poświęcić
temu miłemu panu trochę uwagi.  Nie, nigdy nie miałam na to czasu.
 Ja spędzam większość dnia wśród kwiatów. Wydawałoby się, że jest to proste zadanie:
irysy tutaj, kosaćce tam, lilie wzdłuż ścieżki. Ale nagle tutaj, ni z tego, ni z owego, wyrastają
kwiaty, które nie mają zamiaru się podporządkować, tak jak na przykład te dalie. Dalie mają
zadziwiającą zdolność wyrastania tam, gdzie chcę ich najmniej.  Zmarszczył brwi.  Jak na
przykład na moim różanym klombie.
 Osobiście lubię dalie...  mruknęła. Uśmiechnęła się, pomyślawszy o Bossie. On był
taki jak ten zaborczy kwiat, zawsze próbował zagłuszyć wszystkich dookoła.
 Co prawda, to właśnie ta różnorodność nadaje piękno ogrodom.
Taylor przechyliła głowę. On chyba jednak nie zmienił tematu.
 Ale co zrobić, jeśli nie ma miejsca na takie subtelności? Co, jeśli róże i dalie nie będą
mogły zgodnie rosnąć w jednym ogrodzie, tylko będą ze sobą konkurować?
 Może cię spotkać niespodzianka  rzekł, wskazując klomb, po swojej prawej stronie.
Dalie i róże rosły tam razem i stanowiły niezwykle piękną kompozycję. Spojrzała
zadziwiona. Stanowiły przedziwną jedność. Czerwienie mieszały się z różem i szafirem,
gdzieniegdzie poprzeplatane były bielą. Na moment zapaliła się w niej iskierka nadziei, ale
zaraz zgasła. A jeśli Boss i Jason nie będą w stanie się dogadać?
 A co zrobić, jeśli to się nie uda?
 Wtedy będziesz musiała wybrać.  W jego głosie zabrzmiało współczucie.  Czy chcesz
mieć ogród pełen dalii, czy róż...
A mówiąc wprost, będzie musiała wybrać między ojcem a Jasonem. Niewielka jest
szansa, żeby mogli się choć tolerować. Bała się, że nie potrafi podjąć takiej decyzji.
 Dziękuję  uśmiechnęła się do ogrodnika.  Naprawdę bardzo mi pan pomógł. Nie chcę
pana odciągać dłużej od pracy.
 Praca nie ucieknie  odparł spokojnie.  Rzadko mam sposobność rozmawiać z tak
piękną młodą damą.
 Od jak dawna pan zna Jermainów?  spytała, chcąc dowiedzieć się, jak długo tu
pracuje.
 Około trzydziestu lat, wtedy poprosiłem Elizabeth o rękę.
 Pan jest... pan jest...  Oczy Taylor rozszerzyły się z przerażenia.
 Cameron Bradshaw, do pani usług.  Z galanterią pocałował ją w rękę.  Miło mi było
panią poznać.
 Ja nie wiedziałam... nie miałam pojęcia  mamrotała skonsternowana.
 Cieszę się, że się w końcu poznaliśmy  zupełnie zignorował jej panikę.  Elizabeth
mówiła, że będziecie dziś u niej na herbacie. Z pewnością jeszcze się zobaczymy. %7łyczę ci
wszystkiego dobrego.  Uśmiechnął się na pożegnanie.
Patrzyła za nim zupełnie załamana tym, co zrobiła. Dobry Boże! Właśnie wyznała
mężowi Elizabeth Jermain swoje najskrytsze myśli. Nieomal przyznała, że zaręczyny z
Jasonem to tylko fikcja, a jej pobyt na wyspie nie jest tak zupełnie bezinteresowny. Co
będzie, jeśli on opowie swojej żonie o tej rozmowie? Ale tak jak nagle dopadł ją strach, tak
samo gwałtownie opuścił. Czuła, a nawet więcej, wiedziała, że on zatrzyma w tajemnicy to,
co od niej usłyszał.
Taylor zagryzła wargi. Do chwili, gdy poznała Jasona, dokładnie wiedziała, jaka będzie
jej przyszłość. Tyle lat na to pracowała i jasno widziała prowadzącą do celu drogę, którą
będzie podążać. Jak to się stało, że ta droga nagle zniknęła jej sprzed oczu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •