[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Może pan sobie zaoszczędzić tej ironii. Proszę nas tam podwiezć. Odstawimy tego człowieka i jego
kuter do aresztu.
 I dokąd to?  spytał kapitan Willie.
 Do aresztu w Key West.
 To pan jest policjant?
 Mówiłem panu, kim jest pan Harrison  wtrącił sekretarz.
 Dobra  powiedział kapitan Willie. Pchnął mocno dzwignię sterową i zataczając koło podszedł tak
blisko brzegu, że śruba wzbiła w powietrze wirującą chmurę marglu.
Poprowadził łódz kanałem do miejsca, gdzie kuter stał na kotwicy pod kępą.
 Ma pan na pokładzie broń?  spytał Frederick Harrison.
 Nie, proszę pana.
Dwaj mężczyzni we flanelowych ubraniach podnieśli się z foteli i stali teraz, wpatrzeni w
przemytniczy kuter.
 Prawda, doktorze, że to lepsza rozrywka niż łowienie ryb?  spytał sekretarz.
 Aowienie ryb to idiotyzm  odparł Frederick Harrison.  Złapie się latającą rybę i co z nią robić?
Jest nie do jedzenia. To natomiast mnie interesuje. Cieszę się, że oglądam taką rzecz na własne oczy. Ten
człowiek jest ranny, więc nie może uciec. Na morzu sztorm.
Zapisaliśmy numer kutra.
 Pan ujmuje tego przestępcę sam, bez niczyjej pomocy  powiedział sekretarz głosem pełnym
podziwu.
 A co więcej, bez użycia broni  dodał Federick Harrison.
 I bez tych wszystkich tricków stosowanych przez federalną policję  dorzucił
sekretarz.
 Edgar Hoover stanowczo przesadza z tą swoją autoreklamą  powiedział Frederick Harrison. 
Uważam, że zanadto popuściliśmy mu cugli. Niech pan dobije do burty  polecił
kapitanowi Willie emu. Kapitan Willie zgasił motor i łódz zaczęła dryfować.
 Hej!  zawołał kapitan Willie w stronę kutra.  Schowajcie się!
 Co to znaczy?  spytał rozwścieczony Harrison.
 Milcz pan  powiedział kapitan Willie.  Hej!  zawołał znów w stronę kutra. 
Słuchaj uważnie. Wróć do miasta i gwiżdż na wszystko. Mniejsza o kuter. Kuter zabiorą.
Zrzuć ładunek i wracaj do miasta. Mam tutaj na pokładzie jednego bubka, jakiegoś ważniaka z
Waszyngtonu. Powiada, że jest ważniejszy od samego prezydenta. Chce cię przymknąć.
Myśli, że jesteś przemytnikiem. Zapisał numer kutra. Nigdy cię na oczy nie widziałem i nie wiem, coś
ty za jeden. Nie poznałbym cię, jakbym cię drugi raz zobaczył...
Przestrzeń między łodziami powiększała się, kapitan Willie wrzeszczał dalej:  Nie wiem, gdzie jest
to miejsce, gdzie cię widziałem! Nie umiałbym tu trafić!
 Dobra!  przypłynął okrzyk z przemytniczego kutra.
 Biorę tę grubą rybę na ryby, będziemy łowili do zmroku.
 Dobra!
 On bardzo lubi łowić ryby!  wołał kapitan Willie. Głos załamywał mu się z wysiłku.  Tylko,
sukinsyn, mówi, że są nie do jedzenia.
 Dziękuję, bracie  przypłynął głos Harry ego.
 To pana brat?  spytał Harrison. Twarz miał bardzo czerwoną, ale widocznie nie zaspokoił jeszcze
swojego głodu informacji.
 Nie, proszę pana  odparł kapitan Willie.  Prawie wszyscy na morzu nazywają siebie braćmi.
 Wracamy teraz do Key West  powiedział Frederick Harrison, ale powiedział to bez przekonania.
 Nie, proszę pana. Panowie wynajęli mnie na cały dzień. Postaram się, żebyście otrzymali to, co
wam się za wasze pieniądze należy. Nazwał mnie pan głupcem, ale dopilnuję, żeby się nie zmarnowała
ani jedna godzina z tego dnia.
 Proszę nas odwiezć do Key West  powtórzył Frederick Harrison.
 Naturalnie, proszę pana. Tylko trochę pózniej. A teraz niech pan posłucha. Latające ryby wcale nie
są gorsze do jedzenia od brodaczy skalnych. Kiedyśmy je sprzedawali do Rios, na hawański rynek,
płacili nam po dziesięć centów za funt, tyle samo co za brodacze.
 Proszę milczeć  powiedział Frederick Harrison.
 Myślałem, że jak pan jest facet z rządu, to takie rzeczy pana interesują. Pan ma chyba do czynienia z
cenami tego, co ludziska jadają, czy czymś takim? Nie? Stara się pan, żeby ceny rosły? %7łeby, jak to
mówią, chleb drożał, a łzy taniały? Nie?
 Proszę milczeć  powtórzył Frederick Harrison.
ROZDZIAA III
Na kutrze z kontrabandą Harry przerzucił przez burtę ostatni worek z wódką.
 Podaj mi nóż do oprawiania ryb  powiedział do Murzyna.
 Nie ma, gdzieś się zapodział.
Harry nacisnął automatyczny starter i zapuścił oba silniki. Wbudował drugi silnik, kiedy zabrał się
znów do przemytu alkoholu, bo z nadejściem kryzysu nikt już nie wynajmował kutra na turystyczne
połowy. Wziął siekierkę i lewą ręką odrąbał linę kotwiczną.
 Pójdzie na dno, ale ją wyciągną, jak będą wyławiali worki  pomyślał.  Wprowadzę kuter do
przystani Garrison Bight, jak go mają wziąć, i tak go wezmą. Muszę iść do doktora. Nie chcę tracić kutra
i ręki na dodatek. Wódka jest warta tyle co kuter. Niewiele się stłukło.
Stłucze się kilka butelek, a śmierdzi, jakby poszło Bóg wie ile. Nacisnął lewe sprzęgło i kuter wraz
z przypływem oderwał się od kępy mangrowców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •