[ Pobierz całość w formacie PDF ]

planktonowych& sześć wysepek oliwy do lamp& czterdzieści cztery winorośli
starego chowu& dziesięć różnych drzewek owocowych.
 Zapasy amunicji?
Księga uniósł głowę znad kart i skrzywił się.
 Wybacz, panie. Zero zapasów amunicji. Na tym atolu nie było żadnych składów
amunicji, tylko dzidy, łuki i strzały&
 Prymitywne pętaki.
 Zero soku pędnego. %7ładnych urządzeń rafineryjnych.
 Barbarzyńcy.  Diakon potrząsnął głową, a potem pożałował tego gestu łapiąc się
za twarz poniżej zakrwawionego bandaża. Jednak gdy się odezwał, w jego głosie
było więcej melancholii niż bólu:  Te małe wypady to kiedyś była frajda. Ile czasu
minęło od ostatniej naprawdę dobrej wyprawy, Księga? Powiedz mi, ile?
Księga zmarszczył czoło i zaczął przerzucać kartki. Wyglądało na to, że nie chce
udzielać nie udokumentowanej odpowiedzi.
 Nie sprawdzaj  powiedział Diakon.  To było retoryczne pytanie.
 Co, panie?
Diakon westchnął znowu. Jego ludzka księga bilansowa była sprytna jak na
Dymiarza, owszem, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło.
 Dawniej nowy atol był co horyzont  rzekł tęsknie Diakon. Wyciągnął rękę ku
niebu.  Gdzie one, do diabła, się podziewają?
Księga rozejrzał się po dymiących ruinach i już miał odpowiedzieć, ale uznał, że nie
byłoby to najszczęśliwsze posunięcie z jego strony.
W resztkach jakiejś dawnej fabryki Skand natrafił na coś, co jednak poprawiło
humor Diakonowi.
 Znalazłem go.  Skand uśmiechnął się zjadliwie, podając dzban owinięty w sieć. 
Był między manatkami Starszyzny atolu&
Diakon łapczywie otworzył pokrywę, zanurzył ręce w ziemi. Jaka żyzna! Dzban był
pełny w dwóch trzecich, zapewne te prymitywy zmarnowały część do jakichś
ceremonii. Wyciągnął rękę, obwąchał. Od aromatu prawie zakręciło mu się w głowie.
 Jesteśmy coraz bliżej  powiedział.  A dziewczyna? Skand pokręcił głową.
 Nie ma jej tutaj. Mogła uciec.
Diakon machnął pięścią w powietrzu. Skand i reszta Dymiarzy cofnęli się  wiedzieli,
czym grozi zły humor Diakona.
 Ona była naszym celem!  Zaczął krążyć, głośno szurając butami o kamienną
podłogę.  To nie były manewry. Nie tracimy mechanizmów, soku pędnego i ludzi,
żeby splądrować żałosny śmietnik z kilkoma galonami hydro i kępką nędznych
drzewek owocowych!
 Jest paru żywych w środku  zasugerował Skand.  Niewiele mówią.
 Zaprowadz mnie do nich. Osobiście ich odpytam& pokażę wam, dupki koralowe,
jak prawdziwy mężczyzna prowadzi przesłuchanie&
Dwaj Atolczycy byli przykuci do wielkiej przekładni. Jednym z nich był Starszy w
szacie z wodorostów, drugim wartownik z bramy. Stali zgarbieni, ledwo świadomi, ze
spuszczonymi głowami. Obaj zabrudzeni, rozczochrani, krwawiący. Ich ubiory
zwisały w strzępach. Pilnowała ich para Dymiarzy, ale więzniowie i tak nie mieli się
dokąd udać.
Diakon wyciągnął dłonie do każdego ze strażników i obaj natychmiast podali mu
rewolwery wyciągnięte zza pasów.
Mając za plecami Skanda, przywódca stanął przed więzniami i przytknął lufy do
skroni nieszczęśników. Wybałuszyli oczy i zaczęli gorączkowo, prawie niezrozumiale
błagać o litość.
 Jak będziecie gadać razem, zastrzelę jednego!  rzekł Diakon strofującym tonem
nauczyciela.
Zamilkli.
 Dobrze  powiedział.  Więc tak& jeśli udało się wam zauważyć, że to, co ciurka
mi z dziury we łbie, to krew, to możecie wysnuć całkiem słuszny wniosek, że miałem
fatalny dzień. Jak mi nie wierzycie, spytajcie moich ludzi& A kiedy Diakon ma fatalny
dzień, to każdy ma naprawdę fatalny dzień.
Strażnicy Dymiarze uśmiechnęli się lekko i pokiwali do siebie głowami. Skand i
Księga wykonali ten sam gest.
 Rzecz sprowadza się do tego: muszę dowiedzieć się czegoś o tej wytatuowanej
dziewczynce  powiedział Diakon.
Dwaj mężczyzni od razu zaczęli bełkotać. Każdy usiłował przekrzyczeć drugiego.
Zgiełk ich głosów zadudnił straszliwą kakofonią w pulsującej głowie Diakona.
Podrzucił monetę i strzelił w głowę wartownikowi z wieży. Mózg trysnął w kaskadzie
posoki, echo wystrzału rozniosło się łoskotem po fabryce.
Dymiarze ani drgnęli. Styl Diakona był im znany.
 W porządeczku  powiedział spokojnie. Zwrócił się do Starszego.  Wygrałeś.
Teraz zacznij jeszcze raz.
Starszy milczał zszokowany, zlany krwią zabitego. Patrzył błagalnie na Diakona,
który nadal trzymał lufę przy jego skroni.
Diakon cofnął broń.
 Tak, możesz gadać. Chcę, żebyś gadał. Inaczej tobie też odstrzelę pałę. Kapujesz?
 Widziałem dziewczynkę  wyszeptał chrapliwie Starszy.
 Gdzie?
 Nie jestem pewien& dym był tak gęsty& ale była z Helen, z tą która ją
wychowywała&
Diakon zmarszczył brwi.
 O czym ty gadasz?
 O wytatuowanej dziewczynce! Była na łodzi. Z Helen.
 Na jakiej łodzi?!
 Na trzykadłubowcu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •