[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skierowała się do drzwi.
- Gossage! - wrzasnęła papuga. Służąca machinalnie
przystanęła i chciała się obrócić, ale tylko parsknęła ze złością i
wyszła. - Opanuj się, Gossage!  wykrzyknęło ptaszydło.
Seniorka rodu chichotała.
- To jest najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek od ciebie
dostałam, Hugonie! - cieszyła się. - Gossage nienawidzi tego
ptaka, ale mimo to całkiem przyzwoicie się nim zajmuje. Czasem
jeszcze pozwala się oszukać, ale, niestety, coraz rzadziej, bo się
do niego przyzwyczaja. Słowo ci daję, że z tej papugi mam
więcej radości niż ze wszystkich gości.
- Dziękuję, babciu! Dobrze wiedzieć, gdzie jest moje
miejsce w szeregu... na pewno za papugą!
- Pleciesz androny! Trudno nazwać cię gościem. Miałam
na myśli tych głupków, którzy przychodzą tu codziennie
odwiedzić Hester, a przy okazji czują się w obowiązku złożyć mi
wyrazy szacunku.
- Wyobrażam sobie, co powiedziałabyś o nich, gdyby do
ciebie nie zaglądali, babciu.
- Pewnie masz rację. Jeśli jestem uciążliwa, to
przynajmniej mogę się powołać na swój słuszny wiek. A co
ciebie usprawiedliwia?
- Słucham?
- Przecież słyszałeś. Dlaczego masz muchy w nosie?
Lowell twierdzi, że ostatnio prawie bez przerwy się burmuszysz.
115
- Lowell zrobiłby lepiej, gdyby zachował takie uwagi dla
siebie! - stwierdził zirytowany Hugo.
- Wszyscy tak mówią. Jesteś ostatnio wyjątkowo drażliwy.
Co się stało, mój chłopcze? Myślałam, że wszystkie
nieporozumienia wyjaśniłeś. Całe to weselne zamieszanie
wkrótce się skończy. A może zaczyna cię nużyć życie na wsi?
- Już mnie o to pytałaś, babciu, a moja odpowiedz się nie
zmieniła. Podobało mi się w Londynie, ale jestem również
absolutnie szczęśliwy, kiedy mieszkam tutaj, w Ab-bot Quincey.
- Absolutnie szczęśliwy? Nie robisz takiego wrażenia.
Hugo wstał i podszedł do okna. Wyglądając na dwór,
powiedział urażony:
- Nie mogę cały czas szczerzyć się jak małpa. Poza tym...
- Powiedz mi, proszę!
Odwrócił się ku babce, ale twarz miał ukrytą w cieniu.
- Cały czas chodzi o wybór żony. Prawdę mówiąc,
straciłem entuzjazm. Proszenie o rękę jednej z blizniaczek nie
wydaje mi się już dobrym pomysłem...
- A co z moją sugestią? Mam na myśli Deborę.
Znów odwrócił się do okna i odparł szorstko:
- Możesz wybić sobie Deborę Staunton z głowy, babciu.
- Czyżby? Dlaczego?
- Oświadczyłem jej się. To się stało właściwie bez mojej
wiedzy, dopiero po fakcie zorientowałem się, co powiedziałem.
Czy to nie śmieszne?
- Dlaczego zatem mam sobie wybić głowy Deborę
Staunton?
- Odrzuciła moje oświadczyny.
Zapadło milczenie. Wreszcie starsza pani powiedziała z
niedowierzaniem:
- Ta panna odrzuciła twoje oświadczyny? Nie mogła tego
zrobić. To niemożliwe!
- Cieszę się, babciu, że tak wysoko oceniasz moją
atrakcyjność. Panna Staunton jest jednak innego zdania. - Hugo
urwał, uświadomił sobie bowiem, że zbyt wyraznie okazuje, jak
116
bardzo jest urażony. Po chwili milczenia wrócił na środek pokoju
i usiadł obok babki. - Ona jest szalona, to jasne - powiedział z
udaną obojętnością.  Nie potrafię sobie wyobrazić innej takiej
panny, która odrzuciłaby bezpieczeństwo i pozycję
gwarantowane przez małżeństwo ze mną.
- Do diabła z bezpieczeństwem i pozycją! Ta panna jest w
tobie zakochana, Hugonie! Kocha cię od lat.
- Tak sądzisz, babciu? - spytał bardzo sceptycznie. -Wobec
tego ma dziwny sposób okazywania swojej miłości.
- Musiałeś zachować się wyjątkowo niestosownie!
Hugo zaczerwienił się.
- Dziękuję - rzekł chłodno. - Może brakuje mi praktyki,
bądz co bądz człowiek nie oświadcza się codziennie, ale sądzę, że
poradziłem sobie niezgorzej.
- Panna, która kocha cię od lat, daje ci kosza, a ty
twierdzisz, że poradziłeś sobie niezgorzej? Jesteś tak samo głupi
jak Debora, Hugonie.
Wstał.
- Nie widzę sensu prowadzenia takiej rozmowy. To nie jest
potrzebne ani tobie, ani mnie, babciu. Mam sprawy do
załatwienia, więc jeśli mi wybaczysz...
- Nie rozmawiaj ze mną takim tonem! Siadaj!
Powiedziałam: siadaj!
Hugo wzruszył ramionami i posłusznie usiadł.
- Nie wiem, o czym jeszcze chcesz rozmawiać, ale
naprawdę nie widzę w tym wielkich korzyści. Nawet gdybym
chciał oświadczyć się pannie Staunton ponownie, co zresztą nie
wchodzi w grę, to ona jest zainteresowana kim innym.
- Kim mianowicie?
- Panem Langhamem.
- Podopiecznym Williama? - Na wargach starszej pani
wykwitł uśmiech. - Czyżby? A co cię skłania do takiego
przypuszczenia?
- Czy to jest konieczne?
117
- Nie traciłabym tyle czasu na takiego niewdzięcznego
głupca jak ty, gdybym uważała inaczej. Co skłania cię ku opinii,
że Debora Staunton ma słabość do pana Langhama?
- Zastałem ich razem... przed wejściem do kościoła.
- Tak? A co robili w tej jaskini rozpusty?
Przez lata Hugo umiał jednym zimnym spojrzeniem odpłacić
za każdą uwagę, którą uważał za impertynencką, ale wobec
despotycznej babki był zupełnie bezradny. Z miną wyrażającą
głęboki niesmak odparł:
- Naturalnie po prostu rozmawiali. Ale po co mieliby się w
sekrecie spotykać, gdyby nie mieli nic do ukrycia? Stryja
Williama nie było akurat w pobliżu, bo wyjechał na całe
popołudnie do Steep Ride.
- Rozumiem. I wpadłeś w złość?
- Skądże znowu! - Lady Perceval przeszyła go
spojrzeniem. - No, potem może istotnie potraktowałem Deborę
dość surowo. Nie pochwalam takiej dwulicowości.
- Byłeś zazdrosny!
Hugo aż podskoczył.
- O Deborę Staunton? Co za absurdalny pomysł! To szczyt
nonsensu! Brak jej piątej klepki. Dlaczego miałbym być [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •