[ Pobierz całość w formacie PDF ]

walki z łatwowiernością służy przegródka w głowie człowieka, która nosi nazwę instynktu
samozachowawczego. Jedną i jej funkcji jest negowanie cudów.
- Tak więc środek składa się z trzech części - powiedział starzec imieniem Ałmaz. - Proszek
mam w kieszeni. Rozpuszczalnik znajduje się w butelkach, które zabrałem z muzeum. Trzecia część
składa się z różnych substancji, a recepta spisana jest w zeszycie.
Starzec Ałmaz wziął ze stołu brulion w skórzanej okładce i powachlował się nim. W pokoju
zrobiło się duszno od pełnych podniecenia oddechów.
Heleno Siergiejewna bębniła palcami w blat stołu, starając się odpędzić wewnętrzne
zmieszanie, zagłuszyć dzwonienie w uszach. Przez gęste lepkie powietrze przebiło się ku niej czyjeś
uważne spojrzenie. Podniosła głowę, napotkała wzrok Sawicza i zrozumiała, że on jej nie
widzi, że widzi teraz Lenoczke. Kastielskg, którą tak niezdarnie kiedyś kochał. Helena
Siergiejewna pojęła w tym momencie, że Sawicz powie  tak . W nim to  gdyby tkwiło przez długie
lata, odbierało spokój. Zerknęła ukradkiem na Wandę Kazimirownę. Ale dziwna rzecz, ta kobieta
patrzyła nie na męża, lecz w błękit za oknem. Uśmiechała się do swoich myśli, i Helena Siergiejewna
przypomniała sobie, jaką efektowną rzepą była Wanda, nim utyła od siedzącego trybu życia i tłustego
jedzenia.
- Byłem wyłącznym właścicielem tego sekretu i korzystałem z niego, kiedy było trzeba -
ciągnął Ałmaz. - Uważałem, że ludziom może tylko zaszkodzić. Teraz wytłumaczyłem wam, jak to
wszystko wygląda, i proszę o wyrozumiałość. Nikogo me przymuszam. Natomiast mnie samemu
bardzo na tym zależy, zarówno ze względu na mój sędziwy wiek, jak i ze względu na mnóstwo
różnych spraw, które muszę koniecznie załatwić.
Ałmaz odłożył brulion na stół i przycisnął go kciukiem.
- To znaczy, że pan zgadza się podzielić z ludzmi? - zapytał Sawicz.
- Zgadzam się. Może w innej sytuacji bym się nie zgodził, ale teraz jest za pózno. Obawiam się,
że za pózno.
- Z formalnego punktu widzenia nie ma pan prawa korzystać ze znaleziska, które jest
własnością muzeum - powiedział Misza Standal. - Tym bardziej że naraził pan na szwank skarb
państwa.
- A to jest karalne - dodał Udałow.
- Już to mówiliście - powiedziała stara pani Bakszt. - Nie zachowujcie się jak rosyjscy
liberałowie. Oni zawsze wiele gadali i nigdy nic z tego nie wynikało.
Helena Siergiejewna usiłowała dostrzec w staruszce rysy pięknej perskiej księżniczki, ale
oczywiście niczego nie dostrzegła, bo starcza maska była doskonale niezawodna i nieprzenikliwa.
- Nie, tak nie można - powiedział Standal. - Trzeba koniecznie odwołać się do władz i
organizacji społecznych.
- Słusznie - zgodził się Udałow, którego bardzo ubodło porównanie z carskim liberałem. - Co
powiedzą w Komitecie Powiatowym? W Akademii Nauk? Dopiero potem nastąpi scentralizowana
dystrybucja.
- Ile czasu to zajmie? - zapytał starzec.
- Ile będzie trzeba.
- Rok?
- Może rok, może dwa.
- Nie mogę się na to zgodzić. Mam sprawy do załatwienia. Milica też nie może czekać, umrze.
Milica pochyliła ze smutkiem głowę.
- Głupstwa mówicie, towarzyszu Udałow - wtrącił się Sawicz, który chciał uwierzyć w eliksir.
- Myślicie, że przyjdziecie do Komitetu Powiatowego albo nawet do Akademii Nauk i powiecie: ,,W
tym słoiku znajduje się eliksir młodości, otrzymany przez pewnego mego znajomego w podarunku od
marsjańskiego podróżnika w XVII wieku . Wiecie, co wam na to odpowiedzą?
- Poradzą zmierzyć temperaturę - zachichotała Szuroczka Rodionowa. Dziewczyna siedziała
cicho jak myszka, krępowała się, ale wyobraziła sobie Udałowa z termometrem pod pachą i nabrała
odwagi.
- Gdyby taki człowiek przyszedł do mnie - powiedział Sawicz - postarałbym się go jak
najszybciej izolować.
Udałow usłyszał słowo  izolować ! zamilkł. Lepiej zmiiczeć. W każdym razie on już swoje
powiedział. W razie czego ludzie to sobie przypomną.
Grubin nie wytrzymał, poderwał się na równe nogi i zaczął miotać się po pokoju, przeskakując
przez nogi i krzesła.
- Rosyjscy lekarze - powiedział - wszczepiali sobie dżumę. Umierali. W złych warunkach. A
nam przecież nikt nie proponuje śmierci. Bez większego ryzyka możemy okazać się bohaterami w
oczach nauki i całej ludzkości.
Glos Grubina zabrzmiał wysokimi rejestrami i ucichł. Kudłacz palcami rudymi od nikotyny
starał się zapiąć górny guzik marynarki, ukryć niebieski podkoszulek, gdyż odczuwał nieadekwatność
swego stroju do wzniosłych słów, które właśnie wypowiedział.
- To wcale nie jest śmieszne - skarcił Sawicz chichoczącego Udałowa.
- Nie możemy zwrócić się do instytucji naukowych - ciągnął Grubin nabierając odwagi. -
Zaczną się z nas
śmiać, jeśli nie gorzej. Nie mamy prawa odmawiać udziału w doświadczeniu. W każdym razie
ja nie mam prawa. Jeśli odmówimy - butelki albo zaginą w muzeum, albo towarzysz Ałmaz Bity
przeprowadzi eksperyment sam i niczego się nie dowiemy.
- Jeśli doświadczenie się powiedzie - powiedział Sawicz, który chciał wierzyć - wówczas
pójdziemy do uczonych, ale już nie z pustymi rękoma.
- Z metrykami i dowodami osobistymi - dodał Grubin - w których nasz ankietowy wiek nie
będzie zgodny z rzeczywistym.
- Okropność! - wykrzyknęła Wanda Kazimirowna. - A jeśli to trucizna?
- Ja będę pierwszy - odparł starzec Ałmaz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •