[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grozy spojrzenia na strasznych pasażerów. Trzy spośród małp Akuta zostały zabite w porażce,
pozostało jednakże jeszcze osiem wraz z Akutem, oprócz nich była jeszcze Szita - pantera, Mugambi i
Tarzan.
Wojownicy Kawiriego nie widzieli dotychczas tak okropnej załogi. Spodziewali się, że lada
chwila zostaną napadnięci i zamordowani przez owe drapieżne zwierzęta, w samej rzeczy trzeba
było wielkich wysiłków ze strony Tarzana, Akuta i Mugambiego, aby powstrzymać kosmatych
towarzyszy i Szitę od spożycia jako smacznych kąsków lśniących ciał Murzynów.
W obozie Kawiriego Tarzan zatrzymał się, aby spożyć posiłek, przygotowany przez czarnych, i
wyjednać od wodza dwunastu ludzi do wiosłowania czółnem.
Kawiri skwapliwie zabrał się do wykonywania rozkazów białego, chcąc przyśpieszyć jego
wyjazd, było jednakże łatwiej obiecać, niż dostarczyć ludzi, skoro bowiem wojownicy dowiedzieli
się, o co idzie, zemknęli do dżungli, tak że w wiosce pozostał sam Kawiri.
Tarzan z trudnością powstrzymał śmiech.
- Nie palą się do towarzyszenia nam widocznie - powiedział. - Poczekaj tu jedną chwilkę,
Kawiri, zobaczysz, jak się tu zaraz zbiorą wszyscy twoi ludzie.
Człowiek-małpa powstał i - zwołując swoją czeredę - rozkazał, by Mugambi pozostał przy
Kawirim, po czym zniknął w dżungli, a za nim Szita i wszystkie małpy.
Przez pół godziny cisza wielkich lasów przerywana była tylko zwykłymi odgłosami życia w
dżungli. Kawiri i Mugambi siedzieli w ogrodzonej wiosce, czekając cierpliwie.
Wtem z wielkiej dali nadleciał okropny odgłos. Mugambi rozpoznał straszliwe hasło człowieka-
małpy. W tej chwili z kilku punktów rozbrzmiały podobne okrzyki i nawoływania, zaznaczane od
czasu do czasu tryumfalnymi wyzwaniami krwiożerczej pantery.
ROZDZIAA VII
ZDRADZONY
Dwaj dzicy, Kawiri i Mugambi, zamienili niespokojne spojrzenia.
- Co to jest? - zapytał towarzysza Kawiri z trwogą w głosie.
- To bwana Tarzan i jego drużyna - objaśnił Mugambi. - Nie wiem, co tam się dzieje,
przypuszczam, że może pożerają oni twoich ludzi, którzy uciekli.
Kawiri wstrząsnął się cały i wybałuszył oczy w stronę dżungli, łyskając białkami.
Coraz wyrazniej słychać było ryk i wycie, zmieszane z krzykami kobiet, dzieci i mężczyzn.
Wreszcie straszliwy ów gwar zdawał się już rozlegać w obrębie wioski. Kawiri powstał, chcąc
uciekać, lecz Mugambi schwycił go i przytrzymał, gdyż taki był rozkaz Tarzana.
Chwilę pózniej gromada wystraszonych czarnych wybiegła z dżungli, szukając schronienia w
swoich lepiankach. Pędzili, niby spłoszone owce, a za nimi ukazał się Tarzan z Szitą i straszliwe
małpy Akuta.
Tarzan, stanąwszy przed Kawirim, zwrócił się do niego z tym samym spokojnym uśmiechem na
ustach.
- Twoi ludzie powrócili, mój bracie - rzekł - teraz możesz wybrać tych, którzy mi będą
towarzyszyć i kierować moim czółnem.
Kawiri szybko wybrał dwunastu wojowników dla towarzyszenia Tarzanowi.
Nieszczęśnicy nieomalże zbieleli ze strachu na myśl o tak bliskim obcowaniu z panterą i z
małpami w ciasnym obrębie czółna, lecz skoro Kawiri przedłożył im, iż nie było na to rady, gdyż
inaczej bwana Tarzan i jego grozna drużyna będą ich ścigać i zamordują ich niemiłosiernie, udali się
przygnębieni nad brzeg rzeki i zasiedli w czółnie.
Wódz ich, Kawiri, doznał uczucia ulgi, skoro cała gromada zniknęła mu z oczu na zakręcie rzeki.
Przez trzy dni to osobliwe towarzystwo zagłębiało się coraz dalej w dzikie krainy, leżące po obu
stronach rzeki Ugambi, dotychczas jeszcze nie zbadanej. Trzech spomiędzy dwunastu wojowników,
zemknęło z łodzi, lecz ponieważ do tego czasu małpy nauczyły się wiosłowania, Tarzan nie odczuł
wcale tej straty.
Idąc pieszo wzdłuż wybrzeża byłby odbył drogę o wiele prędzej, uważał jednak, że łatwiej mu
będzie utrzymać porządek wśród swej dzikiej załogi, trzymając ją w czółnie.
Dwa razy na dobę lądowali, aby upolować dla siebie pożywienie, nocowali zaś zwykle na
wybrzeżu lub na jednej z licznych wysepek, którymi była zasiana rzeka.
Dzicy uciekali przed nimi spłoszeni, tak że zastawali tylko opustoszałe wioski na swojej drodze.
Tarzan pragnął wejść w porozumienie z czarnymi, zamieszkującymi wybrzeże rzeki, nie udawało mu
się to jednak wcale.
Wreszcie postanowił sam puścić się na wędrówkę lądem, zostawiając całą gromadę w czółnie.
Polecił im płynąć wciąż naprzód, miał bowiem zamiar spotkać się z nimi znowu.
Mugambiego naznaczył wodzem załogi, przekazując Akutowi słuchać we wszystkim czarnego
sprzymierzeńca.
- Spotkam się z wami za dni kilka - zapewnił ich. - Teraz wyprzedzę was trochę, aby zasięgnąć
wiadomości o złym białym człowieku, którego szukam.
Na następnym postoju Tarzan zagłębił się w dżunglę i wkrótce zniknął sprzed oczu załodze.
Pierwsze kilka wiosek, przez które przechodził, było pustych, widocznie doszła tu już wieść o
nim i jego straszliwej czeredzie i mieszkańcy woleli się schronić zawczasu w bezpieczne miejsce,
nad wieczorem jednakże doszedł do niewielkiej osady, złożonej z kilkunastu lepianek i ogrodzonej
drewnianym ostrokołem.
Kobiety przygotowywały wieczerzę w chwili, gdy Tarzan zawisł na wielkim drzewie, tuż nad
palisadą, śledząc uważnie, co się działo w jej obrębie.
Człowiek-małpa nie wiedział sam, w jaki sposób zawrzeć znajomość z tymi ludzmi, nie trwożąc
ich, a zarazem nie pobudzając ich gwałtownej skłonności do wałki. Nie miał obecnie ochoty do
żadnych utarczek, był bowiem jedynie przejęty ważnością swego przedsięwzięcia.
Wreszcie obmyślił plan działania i, widząc, że gęste liście drzewa zasłaniają go zupełnie przed
okiem ludzkim, wydał kilka pomruków, naśladując do złudzenia panterę. Wszystkie oczy natychmiast
spojrzały w stronę, skąd dochodziły ryki.
Zciemniło się, dzicy więc nie mogli przebić wzrokiem liściastej zasłony, spoza której rozlegały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •