[ Pobierz całość w formacie PDF ]

marzyła, żeby była trochę bardziej spontaniczna.
Uśmiech znikł z jej twarzy, gdy zorientowała się, że po raz pierwszy
od wczorajszego wieczora pomyślała o Davidzie. Czekała na dotkliwe
poczucie winy, wyrzuty sumienia, które odebrałyby jej cały dobry nastrój.
Ale nic takiego nie poczuła. Zawsze będzie jej brak Davida, zawsze
pona
będzie go opłakiwać. Jednakże siedząc w świetle niedzielnego słońca,
zbyt dobrze się czuła, żeby robić sobie wyrzuty sumienia, że znów
zaczęła żyć.
Po raz pierwszy od dawna czuła się tak lekko. Weszła do środka i
pomalowała ściany ostatnią warstwą farby.
Gdy zadzwonił telefon, nie próbowała kryć radości.
Intuicja podpowiedziała jej, że to John.
- Halo.
- Cześć, pani doktor. Jak tam?
Oparła się o ścianę, a jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, dziękuję bardzo.
- Miło to słyszeć. Martwiłem się, że ostatniej nocy byłem zbyt
łapczywy.
- Łapczywość - odparła - często bywa karana.
- Znalazłaś mój list?
- Tak, dziękuję.
- Szekspirem to ja nie jestem.- Ale jesteś dobry w wielu innych
rzeczach. Poza tym liczy się sam pomysł.
- Teraz przychodzą mi do głowy różne pomysły. Chcesz je
usłyszeć?
Roześmiała się.
- Nie, jeśli chcę coś jeszcze dziś zrobić. - No proszę, ona flirtowała
przez telefon.
Przez chwilę milczał, a gdy się odezwał, jego słowa wywołały
prawdziwy sztorm w jej krwioobiegu.
- Kiedy mogę cię znów zobaczyć? Ugięły się pod nią kolana. - Dziś?
pona
- Wspaniale. Przyjedź na ranczo. Będę czekał.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zaledwie John wyszedł spod prysznica, usłyszał nadjeżdżający
samochód. Nareszcie. Było już koło ósmej.
Gdy wyszła z samochodu, stał już na schodkach przed domem z
założonymi rękoma. Miała na sobie żółte szorty i białą koszulkę.
Kiedy podeszła bliżej, zauważył, że pomalowała usta błyszczykiem.
Nie mógł się doczekać, by zlizać go z jej ust.
- Wyglądasz niezwykle prowokująco - powiedział.
- Jesteś dziś bardzo kobieca.
- Jestem kobietą, która ma do spełnienia zadanie.
- Przyznam, że to mi się podoba.
- To się jeszcze okaże. Chodź, pomóż mi. Poszedł za nią do
samochodu, podziwiając jej biodra
i falowanie włosów opadających na plecy.
- Uznałam, że przydadzą ci się dodatkowe kalorie
- powiedziała, wyciągając z samochodu kilogramową torbę pełną
owsianych ciasteczek.- O! - Fala ciepła napłynęła mu do piersi. - Cudow-
nie. Będę musiał się zastanowić, jak ci to wynagrodzić. Niech pomyślę -
obrzucił ją wzrokiem - już wiem, co to będzie.
- Jestem pewna, że wiesz. A poza tym przywiozłam ci też kolację.
pona
Założę się, że jesteś głodny.
- Przywiozłaś mi kolację? - Zalała go kolejna fala ciepła.
Nie pierwszy raz ktoś pomyślał, by go nakarmić. Zwykle gdy
kobiety zaczynały się o niego troszczyć, robił się nerwowy. Tym razem
jedynie się uśmiechnął.
- Nie ciesz się tak, to tylko jedzenie na wynos z „Od Świtu do
Zmierzchu". A przy okazji Nadine przekazuje pozdrowienia.
Odkąd John pamiętał, Nadine i Chet Haskins prowadzili restaurację.
Wiedzieli wszystko o wszystkich.
- Czy w tym mieście nie ma tajemnic? - westchnęła.
- Chyba nie ma. - Nagle przyszło mu coś do głowy. - Masz ochotę
na małą przygodę?
Uniosła brew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •