[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obrażeń. Gdyby nie to, że na jej obliczu gościła gradowa chmura, wyglądałaby
całkiem rozkosznie. Podeszła do mnie i kazała mi wstać. Wstałem. Szybko i fa-
chowo przeprowadziła rewizję, nie zapominając o kieszonce na zegarek, kiesze-
niach koszuli i ukośnej kieszonce po wewnętrznej lewej stronie marynarki, której
większość ubrań w ogóle nie ma. Aup nie był wielki  portmonetka z niewiel-
ką ilością gotówki, dokumenty, prawo jazdy i jakieś inne papiery, klucze, trochę
drobnych, przeciwsmogowa buteleczka inhalacyjna, kilka niepotrzebnych drobia-
zgów i koperta z potwierdzonym czekiem, który sama wystawiła i podpisała. Od-
wróciła go i przeczytała. Uśmiechnęła się zdziwiona.
 Co to ma znaczyć, Dan. Ubezpieczyłeś się?
 Nie.
54
Powiedziałbym jej wszystko, ale potrafiłem odpowiadać tylko na ostatnie za-
dane mi pytanie.
Zachmurzyła się, odłożyła czek z resztą zawartości. Potem wpadła jej w oko
torba Pita. Zauważyłem, jak błysk zrozumienia przebiegł przez jej twarz  przy-
pomniała sobie o kieszeni, której używałem jako schowka na dokumenty.
Podniosła torbę i odsunęła zamek błyskawiczny. Natychmiast znalazła wszyst-
kie cztery komplety dokumentów, które podpisywałem dla ubezpieczalni Mutual.
Usiadła i zaczęła je przeglądać. Tkwiłem tam, gdzie mnie zostawiła, jak manekin
krawiecki czekający na odstawienie do kąta.
Po chwili do pokoju wszedł Miles. Miał na sobie płaszcz kąpielowy, mnóstwo
opatrunków i plastrów. Wyglądał jak czwartorzędny bokser wagi średniej, którego
menedżer wystawił na odstrzał. Jeden bandaż opasywał łysawą główkę niczym in-
diański wojenny pióropusz  od czoła aż po szyję. Było jasne, że Pit szczególnie
mocno dał się Milesowi we znaki, gdy ten leżał na ziemi.
Belle podniosła na niego wzrok i powiedziała, żeby nie przeszkadzał, dopóki
nie skończy przeglądać dokumentacji. Usiadł obok niej i zaczął studiować papiery
odłożone już przez Belle. Czytał szybciej i ostatnią kartkę przejrzeli wspólnie.
 To zmienia zupełnie sytuację  stwierdziła.
 Powiem więcej. To polecenie kontroli lekarskiej ma datę 4 grudnia  datę
jutrzejszego dnia. Belle, Dan jest bardziej niebezpieczny niż dynamit. Musimy się
go pozbyć.  Spojrzał na zegarek.  Rano zaczną go szukać.
 Miles, tobie zawsze zaczynają trząść się portki, jak przyjdzie co do cze-
go. To jest nasza szansa, być może wyjątkowa szansa, o jakiej mogliśmy tylko
marzyć.
 Jak to sobie wyobrażasz?
 Te  sny umarłych są wprawdzie rewelacyjne, ale mają jedną wadę. Po-
wiedzmy, że poczęstujesz nimi kogoś i objaśnisz, czego od niego chcesz. Okay,
zrobi wszystko co mu każesz, bo po prostu nie może inaczej. Wiesz coś o hipno-
zie?
 Niewiele.
 A znasz coś oprócz paragrafów, kuleczko? Czyżby nic cię nie intereso-
wało? Posthipnotyczny nakaz, którego ewidentnym przykładem jest nasz Danny,
może być i prawie zawsze jest sprzeczny z rzeczywistymi pragnieniami obiektu
hipnozy. Może się zdarzyć, że wskutek tego trafi do psychiatry, który, jeżeli jest
coś wart, prawdopodobnie zorientuje się, o co chodzi. Dlatego nie możemy do-
puścić, aby Dan skontaktował się z psychiatrą, bo ten mógłby odwołać rozkazy
przez nas wydane. Gdyby do tego doszło, mielibyśmy masę kłopotów.
 Cholera, przecież twierdziłaś, że ten narkotyk jest pewny.
 Mój Boże, kuleczko, w życiu musisz ciągle ryzykować, w tym tkwi cała
przyjemność. Poczekaj, niech pomyślę.  Po chwili ciągnęła:  Najprostszym
i najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest wsadzić go do lodówki, żeby sobie tro-
55
chę pospał, skoro już miał ten zamiar. Nie mógłby nam przysporzyć więcej kło-
potów, nawet gdyby był martwy  a ryzyko jest minimalne. Zamiast dać mu
mnóstwo złożonych rozkazów i modlić się potem, żeby je wszystkie wykonał,
wystarczy, iż polecimy mu ułożyć się do  zimnego snu , zostawimy go, aby wy-
trzezwiał, a potem go wyrzucimy. . . albo najpierw go wyrzucimy, a potem niech
wytrzezwieje.  Odwróciła się do mnie.  Dan, kiedy chcesz położyć się do
komory hibernacyjnej?
 Nie chcę.
 Co? A to wszystko skąd się wzięło?  Wskazała dokumenty wyjęte z tor-
by.
 To są dokumenty  zimnego snu . Umowy z ubezpieczalnią Mutual.
 Chyba ma nierówno pod sufitem  sarkastycznie stwierdził Miles.
 Hmm. . . oczywiście, że tak. Cały czas zapominam, że ludziom pod działa-
niem tego specyfiku plączą się myśli. Słyszy się i widzi, odpowiada na pytania. . .
tylko że trzeba je jasno sformułować. On nie jest zdolny do myślenia abstrakcyj-
nego.  Podeszła bliżej i spojrzała mi w oczy.  Dan, chcę, żebyś mi wyjaśnił
sprawę swojej hibernacji. Opowiedz dokładnie wszystko od początku do końca.
Tutaj masz komplet dokumentów własnoręcznie podpisanych. Teraz twierdzisz,
że nie chcesz iść spać. Powiedz, dlaczego chciałeś to zrobić, a teraz nagle znie-
chęciłeś się.
Więc jej opowiedziałem. Kiedy tak sformułowała polecenie, mogłem już od-
powiedzieć. Historia ciągnęła się długo, ponieważ wyjaśniałem jej wszystko, jak
mi nakazała, to znaczy opisywałem wydarzenia z najdrobniejszymi szczegółami.
 W tej przydrożnej restauracji podjąłeś decyzję, że nie pójdziesz do hiber-
natora, lecz udasz się tutaj i wypowiesz nam otwartą wojnę?
 Tak.
Chciałem mówić dalej: jak tu jechałem, co powiedziałem Pitowi i jak Pit za-
reagował, jak zatrzymałem się w sklepie i zabezpieczyłem akcje Hired Girl i jak
dojechałem do domu Milesa, jak Pit nie chciał czekać w samochodzie, jak. . .
Nie dała mi dojść do słowa.
 Dan, ponownie się rozmyśliłeś. Chcesz przespać następne trzydzieści lat.
Nie pozwolisz, by cokolwiek na świecie przeszkodziło ci zrealizować ten zamiar.
Rozumiesz? Co zrobisz?
 Położę się do hibernatora. Chcę spać. . .
Nagle zatoczyłem się. Stałem jak strach na wróble już ponad godzinę i nie
poruszałem żadnym mięśniem, ponieważ nikt mi tego nie nakazał. O mało nie
upadłem wprost na Belle.
Uskoczyła.
 Siadaj!
Usiadłem. Belle zwróciła się do Milesa.
56
 Mamy go z głowy. Będę ćwiczyć z nim te kilka zdań, dopóki nie upewnimy
się, że niczego nie poplącze.
Miles zerknął na zegarek.
 Powiedział, że doktor oczekuje go o dwunastej.
 A zatem mamy masę czasu. Powinniśmy odwiezć go tam sami, bo strzeżo-
nego. . . Nie, do diabła!
 Co się stało?
 Nie mamy czasu. Zaaplikowałam mu końską dawkę  snów , ponieważ
chciałam, by narkotyk zadziałał, zanim Dan zdąży wytrącić mi strzykawkę z rę-
ki. W południe będzie dość trzezwy, aby przekonać wszystkich, że nie pił. Ale
doktora nie nabierze.
 Może to będzie tylko formalność? Badania lekarskie są już podpisane.
 Przecież mówił nam, jak zareagował ten doktorek. Sam słyszałeś. Chce
przekonać się, czy Dan nic nie pił przez ostatnie 24 godziny. Musi sprawdzić
odruchy podświadome, stan dna oka, zmierzyć szybkość reakcji. A do tego nie
możemy dopuścić. Ten wariant odpada, Miles.
 Może poczekać jeszcze dzień? Zadzwonimy tam i powiemy, że nastąpiło
małe opóznienie. . .
 Zamknij się, pozwól mi myśleć.
Po chwili zaczęła przeglądać papiery, które przyniosłem ze sobą. Wstała, wy-
szła z pokoju, po kilku sekundach wróciła z jubilerską lupą, którą wsadziła w pra-
we oko jak monokl, i starannie zaczęła studiować każdy dokument.
Miles zapytał, co robi, ale nie zwróciła na niego uwagi. Wreszcie odsunęła lu-
pę od oka i powiedziała:  Dzięki Bogu, że wszyscy muszą używać identycznych
oficjalnych formularzy, kuleczko. Podaj mi książkę telefoniczną przedsiębiorstw.
 Po co?
 Podaj i niech cię to nie obchodzi. Chcę sprawdzić nazwę jednej firmy. . .
wiem, jak się nazywa, ale wolałabym się upewnić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •