[ Pobierz całość w formacie PDF ]

inwazją, wpadła do sekretariatu. Szybko zamknęła za sobą drzwi i odetchnęła z
ulgÄ….
Na szczęście i tym razem Karla nie była świadoma powrotu Maggie ani nawet
jej nie spostrzegła. Była sama, bo gość widocznie sobie poszedł, siedziała
nieruchomo i patrzyła w przestrzeli, z rozanielonym wyrazem ładnej buzi.
Maggie stanęła obok biurka.
-ð ðCo z tobÄ…?  spytaÅ‚a.
-ð ðAch, to ty...  Karla zamrugaÅ‚a powiekami i spÅ‚onęła rumieÅ„cem.
 Dziwnie wyglądasz  stwierdziła zaniepokojona Maggie.
 Czy dobrze siÄ™ czujesz?
 Tak...  odparła sekretarka. Nadal płonęły jej policzki.
 Tak, dobrze. Naprawdę.  Roześmiała się lekko.  Ben zaprasza nas obie na
kolację. Powiedz, proszę, że zgadzasz się pójść.
-ð ðOczywiÅ›cie, że pójdÄ™, ale...
-ð ðUważam, że jest wspaniaÅ‚y  szybko dodaÅ‚a Karla. RzuciÅ‚a wzrokiem na swój
sterczący brzuszek i posmutniała.  Sądzę, że wpadłaś mu w oko.
Cóż za dziwaczne podejrzenie! pomyślała Maggie. Było jasne jak słońce, że
Benowi od razu spodobała się Karla.
 Bardzo w to wątpię  odparła.  Ledwie na mnie spojrzał. Może zależy mu po
prostu na damskim towarzystwie, skoro jest tu zupełnie sam.
'  Może masz rację.  Twarz Karli natychmiast pojaśniała.
 To taki uroczy człowiek! Miły, delikatny i grzeczny.
 To ogier  nagle z największym przekonaniem oznajmił męski głos.
Ani Maggie, ani Karla nie usłyszały otwierających się drzwi gabinetu szefa. Z
wrażenia Maggie aż podskoczyła, a Karla krzyknęła głośno.
-ð ðPrzykro mi, że was przestraszyÅ‚em  bez cienia skruchy odezwaÅ‚ siÄ™ Mitch.
-ð ðTo byÅ‚o okropne, co powiedziaÅ‚eÅ› o Benie  zgromiÅ‚a go Karla. Na jej twarzy
odmalowało się święte oburzenie.  Przecież sam mówiłeś, że jest przyjacielem
twojej rodziny.
-ð ðTak, i to jest prawda, ale fakt pozostaje faktem. Ben to prawdziwy ogier.
Uwodziciel pierwszej klasy. Chociaż muszę uczciwie dodać, że podobno się
zmienił. Tak przynajmniej twierdzi Justin.
-ð ðJustin?  powtórzyÅ‚a Maggie. Nic nie mówiÅ‚o jej to imiÄ™. Nie powinna siÄ™
odzywać, bo nie była to jej sprawa.
-ð ðChodzi o Justina Graingera  wyjaÅ›niÅ‚a KarÅ‚a.  To brat Mitcha. Prowadzi
stadninÄ™ koni i zarzÄ…dza rodzinnym ranczem w Montanie.
-ð ðBen pracuje u Justina  uzupeÅ‚niÅ‚ Mitch.
-ð ðW porzÄ…dku, już teraz wiem, o co chodzi  odparÅ‚a Maggie, chociaż nadal nie
wszystko rozumiała.  Ale dlaczego chcesz, abyśmy wiedziały, jaką reputację ma
Ben?  spytała szefa.
Mitch rzucił jej ponure spojrzenie.
 Przypadkiem usłyszałem, jak Karla mówiła, że zaprosił was na kolację.
Tu cię mam! pomyślała Maggie z satysfakcją. Uniosła brew. Spojrzała na
Mitcha spod oka. Wyzywająco i wyniośle.
 No to co?
Mitch zmrużył powieki.
-ð ðSÄ…dziÅ‚em, że powinnyÅ›cie wiedzieć, jakÄ… ma reputacjÄ™, jeÅ›li chodzi o kobiety.
-ð ðChodzi tylko o zwykÅ‚Ä… kolacjÄ™  przypomniaÅ‚a mu KarÅ‚a. PÅ‚aczliwy ton jej
głosu wskazywał wyraznie, że jeśli Mitch powie Maggie, żeby odmówiła Benowi,
to i ona będzie zmuszona zrobić to samo.
Niedoczekanie twoje, drogi szefie, pomyślała rozezlona Maggie. Nie pozwoli
Mitchowi dyktować jej ani Karli tego, co mogą robić, a czego nie, i z kim ona sama
ma spędzać wolny czas.
 Idziemy  oświadczyła stanowczym tonem, w którym nadal brzmiało
wyzwanie.
W łagodnych oczach Karli pojawił się cień nadziei. To jeszcze bardziej
wzmogło determinację Maggie. Przecież to czysta głupota, oceniła, mierząc Mitcha
surowym spojrzeniem. Co złego w tym, że obie z Karlą zjedzą kolację w
towarzystwie tego człowieka?
Trzeba zaliczyć Mitchowi na plus, że szybko się poddał, i zrobił to elegancko, z
dużym wdziękiem.
-ð ðOczywiÅ›cie, nie mogÄ™ powstrzymać was przed pójÅ›ciem. To, co robicie z
wolnym czasem, nie jest moją sprawą  oświadczył aksamitnym głosem.
-ð ðI, oczywiÅ›cie, masz racjÄ™  stanowczym tonem potwierdziÅ‚a Maggie, nadal
wytrzymując zimne spojrzenie Mitcha, które nie złagodniało ani na jotę.
-ð ðTylko bÄ…dzcie ostrożne -ð ðporadziÅ‚, odwracajÄ…c siÄ™ w stronÄ™ drzwi swojego
gabinetu.
-ð ðZawsze jestem. I zaopiekujÄ™ siÄ™ KarlÄ…  oÅ›wiadczyÅ‚a Maggie, chcÄ…c mieć
ostatnie słowo.
Usłyszawszy jej zapewnienie, Mitch zatrzymał się w drzwiach.
-ð ðOch!  jÄ™knęła Karla.  Sama potrafiÄ™ o siebie zadbać.
-ð ðJasne!  mruknÄ…Å‚, spoglÄ…dajÄ…c wymownie na jej wydatny brzuszek.
Karla spłonęła rumieńcem. Maggie była już naprawdę zła.
-ð ðWszyscy popeÅ‚niamy bÅ‚Ä™dy  warknęła w obronie Karli, równoczeÅ›nie majÄ…c
na myśli swoją największą pomyłkę, to znaczy zaufanie Toddowi i wmówienie w
siebie, że go kocha.  Idę o zakład, że i tobie, Mitch, zdarzyło się popełnić jakiś
błąd.
-ð ðNawet niejeden  przyznaÅ‚ skwapliwie.
OdwracajÄ…c siÄ™, wchodzÄ…c do gabinetu i zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi, definitywnie
zakończył dyskusję.
 Uff!  Karla odetchnęła z ulgą. Popatrzyła na Maggie z podziwem w oczach.
 Ho, ho! Nigdy nie słyszałam, aby ktoś tak ostro mu się przeciwstawił.
-ð ðOch, na litość" boskÄ…!  Maggie westchnęła.  Przecież Mitch to czÅ‚owiek, a
nie jakieś bóstwo.
-ð ðAle to nasz szef  przypomniaÅ‚a Karla.
-ð ðNie w godzinach wolnych od pracy. Ani twoich, ani moich. Nie bÄ™dzie
decydował, z kim mamy się spotykać i dlaczego. Teraz jednak musimy go słuchać.
Lepiej zabierzmy siÄ™ do pracy.
Do Ucha, mało brakowało, a sknociłbym sprawę, uznał Mitch, ganiąc się za
swoją ostatnią rozgrywkę. Zabrakło w niej taktyki. Powinien był przewidzieć, że
Maggie stanie okoniem. Do Ucha, ta dziewczyna od samego poczÄ…tku, od chwili
pojawienia się w jego gabinecie, w milczeniu ośmielała się podważać jego
autorytet! Przeciwstawiała się! Ale czy to właśnie nie w ten sposób ściągnęła na
siebie jego uwagÄ™?
Mimo rozczarowania musiał mimo woli się roześmiać. Ale gdy tylko
uprzytomnił sobie, że Maggie Reynolds stała się także obiektem zainteresowania ze
strony Bena, jego uśmiech szybko przemienił się w ponury grymas. Bo z jakiego
innego powodu ten koszmarny facet już pierwszego dnia pobytu w mieście
zapraszałby na kolację obie jego sekretarki?
Mitch zdecydowanie odrzucił możliwość zainteresowania się gościa Karlą.
Była ładną i dobrą dziewczyną, ale ciężarną. I to z pewnością ten ostatni fakt
sprawił, że Ben przyglądał się jej z ciekawością. .
Tak więc pozostawała tylko Maggie. Mitch był o tym przekonany. Ale gdy
tylko wyobraził sobie, że po pożegnaniu się z Karlą zabiera Bena do swego
mieszkania i są tam sami, natychmiast ogarnęła go wściekłość.
Tej nocy, leżąc w łóżku, oglądał oczyma duszy różne damsko-męskie sceny.
Oczywiście erotyczne. W podobny sposób spędził dwie następne noce, gdyż
przyjezdny uwodziciel co wieczór umawiał się z Maggie i Karlą. Mitch wiedział o
tym, gdyż podsłuchiwał ich rozmowy. Wszystko wskazywało na to, że cała trójka
zamierza spędzić razem weekend...
Nic więc dziwnego, że w poniedziałkowy poranek Mitch nie był, oględnie
mówiąc, w najlepszym nastroju. Rozwścieczony, że jego najbliższe plany w
stosunku do Maggie spaliły na panewce wobec pojawienia się Bena Danielsa,
postanowił zachowywać się ż maksymalną powściągliwością.
Tak więc w biurze zapanowała lodowata atmosfera.
Wystraszona Karla chodziła koło szefa na palcach.
A Maggie? Ona zachowywała się zupełnie inaczej. Szybko i sprawnie
przejmowała obowiązki. Przyjęła pozę kompetentnej sekretarki, trzymającej się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •