[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o tym tu i teraz było nie na miejscu. Więcej, było nie w porządku.
Neil był w jej oczach przystojnym, podniecającym i interesującym
mężczyzną. Zwiat, w którym się obracał, bardzo przypominał jej własny
świat. Ich przyjazń wydawała się więc czymś zrozumiałym i logicznym.
Podobał jej się jego wygląd, maniery, wykształcenie i pochodzenie.
Lubiła, a nawet więcej niż lubiła ten gatunek ludzi. Dobrze, ale co z jego
obsesjami? Jego nieszczęsnymi, wciąż powtarzającymi się obsesjami? To,
44
że z uporem wracał ciągle do tej strasznej rzezi na froncie, jakby już na
zawsze miała naznaczyć jego życie żałobą, było obsesją. Przez te jego
obsesje budziły się w niej wątpliwości, czy rzeczywiście ich stosunki mają
szansę utrzymać się w czasie pokoju. Nie miała zbyt wielkiej ochoty
inwestować uczuć w człowieka, który jest emocjonalnym kaleką, nawet
jeśli doskonale rozumiała, jakie były przyczyny tego kalectwa. Jej
potrzebny był raczej ktoś, kto stanąłby obok niej jak partner, a nie ktoś, kto
w niej będzie szukał oparcia, choćby ją nawet czcił jak boginię.
- Po to tu właśnie jestem - szepnęła - by koić twój ból. - Delikatnie
wysunęła dłoń z jego dłoni. Nie chciała zranić jego uczuć. Dokumenty
Michaela wciąż jeszcze leżały na stole. - Przepraszam cię, Neil, ale muszę
przerwać naszą rozmowę, mam tu jeszcze pracę do wykonania -
powiedziała, wskazując na dokumenty.
Wstał z fotela i popatrzył na nią z niepokojem. - Ale zajrzysz jeszcze
potem do nas? Nie przeszkodzi ci w tym nowy pacjent?
Spojrzała na niego zdziwiona. - Nie, Neil! Nic mi nie może w tym
przeszkodzić! Czy kiedykolwiek zdarzyło mi się nie przyjść na naszą
nocną herbatkę? - Zaśmiała się do niego, a potem pochyliła głowę nad
papierami Michaela.
Rozdział Szósty.
By dotrzeć do oddziału X, najbardziej oddalonego obiektu na terenie
szpitala, pułkownik Wallace Donaldson musiał cały czas oświetlać sobie
drogę latarką. Był wściekły. "To jest naprawdę oburzające - myślał. -
Przecież mamy pokój, żadne zaciemnienie już nie obowiązuje, a
kierownictwo nie potrafi zadbać o przyzwoite oświetlenie terenu". Szpital
dosłownie tonął w najgłębszych ciemnościach, a że był opustoszały i
prawie nikt już w nim nie mieszkał, więc nie można było nawet liczyć na
światło padające z okien.
W ciągu ostatnich sześciu miesięcy baza 15 żałośnie się skurczyła.
Zmniejszył się jednak wyłącznie stan personelu, natomiast rozległe tereny
szpitala pozostały nietknięte. To tak, jakby tęgi mężczyzna zeszczuplał, ale
nadal był skazany na noszenie ubrań skrojonych na grubasa. Amerykanie
45
zbudowali ten szpital niewiele ponad rok temu i zaraz potem przenieśli się
dalej. Nie ukończony i tylko częściowo umeblowany szpital pozostawili
Australijczykom, którzy przybyli tu z Indii Wschodnich i zmierzali w
kierunku zachodnim.
W dniach swojej świetności szpital był w stanie pomieścić, co prawda w
dużej ciasnocie, pięciuset pacjentów. Zatrudniał wówczas trzydziestu
lekarzy oraz sto pięćdziesiąt pielęgniarek - tak zapracowanych, że wolny
dzień pozostawał jedynie w sferze marzeń. Teraz zostało tu zaledwie sześć
oddziałów, wśród nich oddział X, położony na samym końcu terenu, na
skraju lasku palmowego. Lasek dostarczał dawniej koprę kokosową
Holendrom i był dla nich zródłem niezłej fortuny. Z trzydziestu lekarzy
pozostało w bazie tylko dziesięciu plus jeden patolog. Połowę stanowili
chirurdzy, a resztę przedstawiciele różnych specjalności. Po ogromnych
kwaterach dla pielęgniarek snuło się ich obecnie nie więcej niż trzydzieści.
Pułkownik Donaldson był neurologiem. Dostał przydział do oddziału X w
momencie gdy baza 15 przeszła w ręce Australijczyków. Na oddziale była
wtedy garstka żołnierzy cierpiących na zaburzenia emocjonalne, których w
największym nasileniu choroby wycofano ze służby i wysłano do szpitala.
Przed wojną pułkownik Donaldson starał się o uzyskanie praktyki na
Macquarie Street w Sydney. Walczył usilnie, by się utrzymać na tej
najbardziej prestiżowej, choć niezwykle wymagającej scenie medycznej,
okupowanej przez najlepszych specjalistów w mieście. Udana spekulacja
akcjami w 1937 roku, kiedy to świat wydobywał się z recesji, dostarczyła
mu dość pieniędzy, by mógł odkupić dobrą praktykę na Macquarie Street.
Właśnie zaczęły mu się trafiać wysokie honoraria w najlepszych szpitalach
w Sydney, gdy Hitler napadł na Polskę. Od tego momentu wszystko się
zmieniło. Pułkownik z przerażeniem myślał o nikłej szansie na to, by koło
historii mogło potoczyć się w powrotnym kierunku i by wróciła sytuacja
sprzed 1939 roku. Gdy patrzył w przyszłość z perspektywy tej piekielnej
dziury, jaką była baza numer 15, a było to ostatnie z wielu podobnych
miejsc, w których w czasie tej wojny przebywał, to nie wydawało mu się
możliwe, by cokolwiek mogło jeszcze być kiedyś takie jak dawniej, nawet
on sam.
Pozycja społeczna pułkownika była doskonała, mimo że w czasie wielkiej
recesji rezerwy finansowe rodziny Donaldsonów drastycznie się skurczyły.
Na szczęście miał brata na giełdzie i to głównie dzięki niemu rodzina
wróciła do dobrobytu. Podobnie jak Neil, pułkownik mówił bez
46
cienia australijskiego akcentu: do szkół chodził w Newington, na
uniwersytet w Sydney, ale wszystkie podyplomowe medyczne
kwalifikacje zdobywał w Anglii i Szkocji i lubił myśleć o sobie raczej jako
o Angliku niż Australijczyku. Nie żeby się wstydził tego, że jest
Australijczykiem, ale po prostu dlatego, że lepiej być Anglikiem.
Jedną z "ulubionych antypatii" pułkownika Donaldsona była kobieta, z
którą za chwilę miał się spotkać: siostra Helen Langtry. Takie nic - myślał
o niej - niespełna trzydziestoletnia. Wprawdzie nie była przeszkolona w
wojsku, ale znalazła się w armii już w 1940 roku i jest zawodową
pielęgniarką. Ta kobieta była dla niego wielką niewiadomą. Z jednej
strony musiał przyznać, że mówiła dobrą angielszczyzną, miała gładkie
maniery i najwyrazniej odebrała staranne wykształcenie, a szlify
pielęgniarskie zdobywała w jednym z najlepszych szpitali, szpitalu
uniwersyteckim imienia Księcia Alfreda. Ale z drugiej strony nie miała za
grosz wojskowej dyscypliny ani drylu i brak jej było tego subtelnego
wyczucia, komu należy okazać szacunek. Poza tym chyba nie bardzo
rozumiała, że jej pozycja społeczna jest właściwie typu usługowego.
Gdyby pułkownik mógł być ze sobą do końca szczery, toby przyznał, że
boi się siostry Langtry jak ognia. Każde spotkanie z nią zmuszało go do
pełnej umysłowej i duchowej mobilizacji. Może to było nawet z korzyścią
dla niego, ale go męczyło. Zawsze potrafiła tak mu zalezć za skórę, że
potem przez całe godziny nie mógł dojść do siebie.
Wszystko go w oddziale X irytowało. Nawet zasłona zrobiona z kapsli po
piwie. Na żadnym innym oddziale nie pozwolono by na coś takiego. Ale
siostra przełożona, zwykle wredna i nadgorliwa, gdy chodziło o oddział X
postępowała nad wyraz dyplomatycznie. A przyczyna była taka: podczas
pierwszych dni pracy oddziału X jeden z pacjentów tak się zmęczył
wysłuchiwaniem tyrady przełożonej, kiedy pouczała siostrę Langtry, że
zastosował wobec niej zaskakująco prosty i skuteczny sposób: chwycił ją
za kołnierz i jednym ruchem rozdarł jej pielęgniarski strój od góry do dołu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •