[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jest tylko brandy.
 Mo¿e byæ.
 Zanim usi¹dziesz, połó¿ na Å‚awce rêcznik  rozkazaÅ‚a, wchodz¹c do kam-
buza, by wzi¹æ butelkê i kieliszek.  ZostawiÅ‚eS LaRue samego na  Mermaid ?
 To du¿y chÅ‚opiec. Wiatr nieco ustaje.  Zmêczony pokonywaniem rozsza-
laÅ‚ego morza, wzi¹Å‚ brandy oraz rêkê Tate.  Mo¿e usiadÅ‚abyS mi na kolanach
i dała całusa?
 Nie zgadzam siê. JesteS mokry.
Z uSmiechem poci¹gn¹Å‚ j¹ w dół i przytuliÅ‚ do siebie.
 Teraz ju¿ oboje jesteSmy mokrzy.
WybuchnêÅ‚a Smiechem i zdumiewaj¹co Å‚atwo siê poddaÅ‚a.
237
 Prawdopodobnie powinnam wzi¹æ pod uwagê fakt, ¿e ryzykowaÅ‚eS utratê
¿ycia i koñczyn. Proszê.  OdchyliÅ‚a jego gÅ‚owê, by móc go pocaÅ‚owaæ. UsÅ‚y-
szawszy mrukniêcie aprobaty, wlaÅ‚a w pocaÅ‚unek wiêcej serca.  Cieplej?
 Mo¿na tak to okreSliæ. Wróæ  mrukn¹Å‚, gdy uniosÅ‚a gÅ‚owê.
Gdy poczuÅ‚ siê usatysfakcjonowany, oparÅ‚ jej gÅ‚owê na swoim ramieniu, a kie-
dy zaczêÅ‚a bawiæ siê srebrnym kr¹¿kiem wisz¹cym na jego szyi, uSmiechn¹Å‚ siê.
 Widziałem z  Mermaid Swiatło. Bez przerwy mySlałem:  ona tam jest,
zapracowuje siê na Smieræ, a ja na pewno nie zdoÅ‚am zasn¹æ .
Czuj¹c siê Swietnie na jego kolanach, westchnêÅ‚a.
 S¹dzê, ¿e dziS w nocy nikt siê nie wySpi. Cieszê siê, ¿e tu jesteS.
 Tak?  zsun¹Å‚ dÅ‚oñ nieco ni¿ej i poÅ‚o¿yÅ‚ j¹ na piersi Tate.
 Nie, nie dlatego. ChciaÅ‚am& mmm.  StraciÅ‚a w¹tek, gdy musn¹Å‚ kciu-
kiem brodawkê ukryt¹ pod mokr¹ bluzk¹.  Jak to jest, ¿e zawsze wiesz, gdzie
mnie dotkn¹æ?
 DÅ‚ugo nad tym pracowaÅ‚em. Mo¿e wyÅ‚¹czyÅ‚abyS to urz¹dzenie, RudowÅ‚o-
sa? GdybySmy zamknêli siê w twojej kajucie, mógÅ‚bym pokazaæ ci fantastyczny
sposób na przetrwanie sztormu.
 Jestem pewna, ¿e to potrafisz.  Bez trudu wyobraziÅ‚a sobie, ¿e le¿¹ na koi
i kochaj¹ siê w rytm koÅ‚ysz¹cych siê fal.  Muszê z tob¹ porozmawiaæ, Matthew.
 ZÅ‚akniona pieszczoty, odchyliÅ‚a gÅ‚owê do tyÅ‚u, by daæ dostêp jego ruchliwym
wargom do szyi.  Nigdy nie przypuszczaÅ‚am, ¿e seks mo¿e sprawiaæ mi a¿ tak
ogromn¹ przyjemnoSæ.
 Wygl¹da na to, ¿e lubisz mój dotyk, kochanie.
 Najwyraxniej.  Poniewa¿ ta mySl trochê j¹ zdenerwowaÅ‚a, odsunêÅ‚a siê
i wstaÅ‚a.  Naprawdê musimy pogadaæ.  Zdecydowana nie zapominaæ o najwa¿niej-
szych dla niej sprawach, nabraÅ‚a powietrza w pÅ‚uca, by siê uspokoiæ, i poprawiÅ‚a bluzkê.
 MiaÅ‚am zamiar znalexæ jutro sposobnoSæ, by porozmawiaæ z tob¹ sam na sam.
 To brzmi obiecuj¹co.
 Chyba równie¿ napijê siê brandy.
DoszÅ‚a do wniosku, ¿e dziêki temu zyska nieco na czasie i zd¹¿y siê uspoko-
iæ. ZnalazÅ‚szy siê w bezpiecznej odlegÅ‚oSci, napeÅ‚niÅ‚a drugi kieliszek, bez trudu
dostosowuj¹c siê do koÅ‚ysania Å‚odzi.
 Matthew, martwiê siê o Bucka.
 Dobrze sobie radzi.
 Masz na mySli to, ¿e nie pije. Owszem, to bardzo wa¿na sprawa, problem
polega jednak na tym, ¿e twój stryj bardziej przejmuje siê tob¹ ni¿ sob¹.
 O czym ty mówisz?
 Zdejmij klapki z oczu.  Usiadła na ławce po przeciwnej stronie stołu. 
ByÅ‚ tutaj. Nie pije ze wzglêdu na ciebie. Uwa¿a, ¿e jest ci coS winien.
 Nic nie jest mi winien  stwierdził Matthew spokojnie.  Ale skoro to
powstrzymuje go od zapijania siê na Smieræ, nie mam nic przeciwko temu.
 JeSli o to chodzi, zgadzam siê z tob¹. W koñcu bêdzie musiaÅ‚ zacz¹æ za-
chowywaæ trzexwoSæ ze wzglêdu na siebie. Ale jest to niemo¿liwe, dopóki mar-
twi siê o ciebie.
238
 O mnie?  Z półuSmiechem Matthew spróbowaÅ‚ brandy.  Jakie¿ on mo¿e
mieæ powody do zmartwienia?
 Boi siê, ¿e znajdziesz Kl¹twê Angeliki i drogo za to zapÅ‚acisz.
Poirytowany, ¿e zepsuÅ‚a mu dobry nastrój, pod wpÅ‚ywem którego wskoczyÅ‚
do rozszalałego morza, przeczesał palcami mokre włosy.
 PosÅ‚uchaj. Odk¹d zaczêliSmy razem nurkowaæ, Buck chciaÅ‚ mieæ ten cho-
lerny naszyjnik. OczywiScie, baÅ‚ siê go, ale chciaÅ‚ go mieæ. Poniewa¿ marzyÅ‚ o nim
mój ojciec.
 A teraz to ty nie przestajesz mySleæ o Kl¹twie Angeliki.
 To fakt.  WypiÅ‚ nastêpny Å‚yk brandy.  Teraz mnie na niej zale¿y.
 Tylko, w jakim celu chcesz go wykorzystaæ? OdkÅ‚adaj¹c wszystko na bok,
wszystkie bzdury dotycz¹ce kl¹tw i czarownic, mySlê, ¿e to wÅ‚aSnie twój cel tak
bardzo z¿era Bucka.
 Ach, a wiêc teraz to s¹ bzdury?  Na jego ustach pojawiÅ‚ siê nikÅ‚y uSmiech.
 Nie zawsze tak mySlałaS.
 Swego czasu wierzyÅ‚am równie¿ w Z¹b Wró¿ki. PosÅ‚uchaj mnie.  Z pew-
nym zaniepokojeniem poÅ‚o¿yÅ‚a rêkê na jego dÅ‚oni.  Dopóki mySlisz o tym amu-
lecie, Buck nie zazna spokoju.
 Nie proS mnie, ¿ebym zapomniaÅ‚ o tym naszyjniku, Tate. Nie ka¿ mi doko-
nywaæ takiego wyboru.
 Wcale ciê o to nie proszê.  OparÅ‚a siê i ponownie westchnêÅ‚a.  Nawet
gdyby mi siê udaÅ‚o przekonaæ ciebie, musiaÅ‚abym jeszcze popracowaæ nad ojcem
i LaRue. Nie wspominaj¹c ju¿ o samej sobie.  Niespokojnie wzruszywszy ra-
mionami, zerknêÅ‚a na monitor.  Wcale nie jestem odporna na tego typu fascyna-
cje, Matthew.
 PisaÅ‚aS o amulecie.  Zaintrygowany przysun¹Å‚ siê do Tate, by lepiej zoba-
czyæ ekran.  Pozwól mi przeczytaæ.
 Jeszcze nie skoñczyÅ‚am.. To jedynie surowy materiaÅ‚. Po prostu&
 Pozwól mi przeczytaæ  powtórzyÅ‚.  Nie mam zamiaru wystawiaæ ci za to
oceny.
OdsunêÅ‚a siê dziwnie wzburzona, poniewa¿ nagle poczuÅ‚a siê jak uczennica
bior¹ca udziaÅ‚ w quizie.
 Jak to dziaÅ‚a?  zapytaÅ‚ po chwili.  Nigdy nie potrafiÅ‚em posÅ‚ugiwaæ siê
komputerem. Jak obraca siê stronê?  Nieuwa¿nie zerkn¹Å‚ w dół, gdy zastukaÅ‚a
palcami po klawiaturze.  Ju¿ wiem.
Gruntownie przeczytaÅ‚ tekst od pocz¹tku do koñca.
 Z góry wszystko wiadomo  mrukn¹Å‚ i poklepaÅ‚ j¹ po plecach.
 To rozprawa naukowa  odparła zdenerwowana.  Nie romans.
 Dopóki nie zacznie siê czytaæ miêdzy wierszami  dokoñczyÅ‚ i spojrzaÅ‚ na
ni¹.  Sporo nad tym mySlaÅ‚aS.
 OczywiScie. Ka¿dy to robi, choæ mo¿e nie wszyscy o tym mówi¹.  Kilko-
ma wprawnymi uderzeniami w klawisze zachowaÅ‚a plik i zamknêÅ‚a dokument. 
Prawdê mówi¹c, bardzo chciaÅ‚abym znalexæ ten amulet, zobaczyæ go na wÅ‚asne
oczy i zbadaæ. To byÅ‚oby znalezisko mojego ¿ycia. JeSli mam byæ szczera, muszê
239
siê przyznaæ, ¿e Kl¹twa Angeliki tak bardzo zaabosorbowaÅ‚a moje mySli, ¿e chcia- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •