[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko na świecie ma swoją przyczynę, nic nie dzieje się bez powodu, może jest po prostu zbyt
zajęty, zbyt zmęczony, nie pamięta nawet o seksie, pochłonięty ważniejszymi sprawami, tyle pra-
cuje, nawet Miller leży porzucony, miejsce, gdzie przerwał, zaznaczone zakładką, okładkę zrobił z
gazety, Joannę śmieszyły kiedyś te okładki na książki i buty wypchane gazetami, zwyczaje przeka-
zane z ojca na syna, okładka jest znajoma, to magazyn sprzed miesiąca, zdjęcie półnagiej dziew-
czyny, teraz nie widać jej twarzy, nie zmieściła się, ale Joanna i tak wie, że to ona, poznaje jej peł-
ne, nabite ciało, kształtną, wystającą pupę, odgania zazdrość, może to wszystko przez zmęczenie,
ciągły stres, cóż by innego?, przecież tak ją kochał, nosił na rękach, taka była piękna, zwierciadeł-
ko, zwierciadełko, powiedz przecie, kto najpiękniejszy jest na świecie?  śmiało zadawała to pyta-
nie, radośnie wsłuchiwała się w odpowiedz: tyś księżniczko piękna jak gwiazda na niebie, z pięk-
nym królewiczem jak nikt inny pasujecie do siebie, przecież nie mogła tak nagle się zmienić, chce
to sprawdzić, staje przed lustrem i patrzy. Nie patrzy długo. Nie ma na co patrzeć. Nie ma tam nic
ciekawego.
Zcieląc łóżko, zanurza twarz w jego piżamie, wdycha jego zapach, najpiękniejszy zapach świa-
ta, chce go czuć do końca życia, nie da go sobie odebrać, żeby tak mogła się przytulić do Marka
choć na chwilę, to by jej dało siły na dalsze trwanie, niech już będzie jak jest, byleby było, byle
tylko codziennie mogła wdychać ten zapach, który jest jej niezbędny do życia.
Może nic się nie wydarzy. Może wystarczy przeczekać, nie zwracać uwagi, zająć się pracą.
Włącza muzykę, próbuje nie myśleć, nie czuć, nie wyobrażać sobie. Prasuje jego koszule, słucha
81
Beatlesów, on pracuje w drugim pokoju, może niepotrzebnie Joanna tak się boi, może już jutro
będzie lepiej, może teraz już jest dobrze, tylko ona jeszcze o tym nie wie.
Nie mogę dłużej, dłużej nie wytrzymam  Joanna czuje, że musi go o to zapytać, choć jest nie-
mal pewna, że wie już wszystko, jego odpowiedz nie wniesie nic nowego, ale i tak się jej boi, boi
się nazwania rzeczy po imieniu, trzeba będzie przecież coś z tym zrobić, jakoś się ustosunkować,
podjąć decyzję, nie, lepiej nie pytać, choć jest już pewna, że zna odpowiedz, widzi ją w każdym
spojrzeniu jego nieobecnych oczu.
To dobrze, że jeszcze nie mówisz. Daj mi okrzepnąć, daj mi zebrać siły, może jeszcze nie mu-
sisz tego powiedzieć, Joanna na wszelki wypadek niewiele mówi, prawie się nie porusza, całymi
godzinami siedzi pod ścianą salonu, wpatrując się w fotel, na którym jego coraz bardziej nie ma, za
to ściany są coraz brudniejsze, z sufitu zwisa goła żarówka, a ostatnio dostrzegła wyłażącą z fotela
sprężynę.
Czuje, że dłużej nie wytrzyma, wszystko jest mroczne, niejasne, ponure, niech coś się w końcu
zdarzy, obojętne co, byle wyrazne, niech coś tu będzie wiadomo, bo oszaleje.
 Kochasz mnie?  pyta w końcu, z całych sił dbając o to, by jej głos był spokojny, obojętny
niemal, w tej samej chwili, gdy pyta, już tego żałuje, chciałaby cofnąć pytanie, ale ono już brzmi w
powietrzu, rozlega się w pokoju i wraca do niej ze zdwojoną siłą, dudni jej w uszach, lecz może on
nie usłyszał, zajęty czytaniem gazety, Joanna patrzy z nadzieją, jeszcze nawet na nią nie spojrzał,
ale nie, odrywa wzrok od gazety, pytanie dalej dzwięczy w powietrzu, wyrazne i jednoznaczne,
czemu tak zapytałam, może mogłam jakoś inaczej, zacząć od  co się dzieje , czy czegoś w tym
stylu, teraz nie ma już wyjścia, czuje, jak ziemia osuwa jej się spod nóg, chce uciec, krzyczeć, za-
tkać uszy, nie odpowiadaj, przecież nie musisz, tyle razy pozostawiałeś moje pytania bez odpowie-
dzi, dlaczego właśnie teraz miałbyś odpowiedzieć, nie rób tego, przeliczyłam się, nie jestem jesz-
cze gotowa, milczenie trwa coraz dłużej, on patrzy na nią uważnie, dawno tak przytomnie nie pa-
trzył, odwykła od tego, nie zniesie tego spojrzenia, zrywa się i biegnie skulona, kuli się jak pod
ostrzałem, byle dotrzeć do pierwszego korytarza, tam jej nie dosięgnie, biegnie zgięta wpół, tuż
przy ścianie, w końcu dopada do dębowych drzwi, skrzypią znajomo, gdy je otwiera, wpada do
środka, zatrzaskuje je za sobą, przywiera do nich plecami, prawą ręką po omacku szuka wyłączni-
ka, co za głupia nazwa, jej chodzi o włącznik, pamięta, że gdzieś tu był, sama go instalowała daw- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •