[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samotności.
ROZDZIAA PITY
Tak, potrzebna mu była i samotność, i odprężenie, a pozwolić sobie na to mógł tylko
ukradkiem. TrochÄ™ gryzie go z tego powodu sumienie. TrochÄ™, ale nie za bardzo:
przysmażane kiełbaski rzeczywiście okazały się pyszne. Olga nic a nic nie przesadziła, a wino
beaujolais, choć cokolwiek zgęstniałe, miało wciąż jeszcze wyborny smak i zapach.
Najważniejsze zaś było to, że siedząc w drugorzędnej restauracyjce, przy stoliku przykrytym
zamiast obrusa białym papierem, mógł spokojnie oddawać się rozmyślaniom.
Szefowa, niska i gruba, z siwym kokiem na czubku głowy, co jakiś czas otwierała drzwi do
kuchni, żeby rzucić okiem na salę i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku; miała na sobie
fartuszek, taki sam niebieski fartuszek, jaki nosiła kiedyś matka Maigreta, ciemniejszy przy
brzegach, wyblakły pośrodku od częstego prania.
Kelnerka rzeczywiście zachowywała się dość dziwnie, choć wcale nie tak, jak to
zapowiadała Olga. Była to wysoka brunetka o bladej cerze, boleśnie skrzywiona. Co jakiś
czas grymas cierpienia, niby skurcz, przebiegał po jej twarzy. Komisarz domyślał się, że tego
dnia przeszła skrobankę.
Na sali było kilku robotników w kombinezonach roboczych, paru Algierczyków i
sprzedawczyni gazet z pobliskiego kiosku, w męskiej marynarce i męskim kaszkiecie na
głowie.
Czy to ma jakikolwiek sens pokazywać fotografię Cuendeta kelnerce lub wąsatemu
szefowi, który nalewał wina?
Z tego samego miejsca, które w tej chwili zajmował Maigret, w kącie sali, przy oknie,
mógł Cuendet, wycierając co jakiś czas rękawem zapotniałe szyby, widzieć dom naprzeciwko
jak na dłoni, mógł obserwować, co się dzieje na ulicy.
Z całą pewnością nie zwierzał się nikomu. Uważano go tu, jak zresztą wszędzie, za
cichego, spokojnego człowieka, jakim w pewnym sensie był naprawdę.
Maigret znał podobnych samotników. Taki na przykład słynny Commodore, który nosił
monokl w oku, czerwony gozdzik w butonierce, zatrzymywał się w najelegantszych hotelach,
miał nieskazitelne maniery i prezentował się jako pełen godności, dystyngowany szpakowaty
starszy pan  tak dystyngowany, że nikomu nie przychodziło do głowy podejrzewać go o
 długie ręce . I rzeczywiście nigdy nie powinęła mu się noga, nikt go nie przyłapał na
gorącym uczynku i nikt nie wiedział, co się z nim pózniej stało. Może schronił się gdzieś na
prowincji pod przybranym nazwiskiem, a może teraz jeszcze wygrzewa stare kości w słońcu
na jakiejś dalekiej wyspie Pacyfiku? Czy może zadzgał go jakiś nie znany zbrodniarz, łasy na
jego forsÄ™&
Dawniej także istniały przecież zorganizowane bandy przestępcze, ale stosowały inne
metody niż obecnie i co ważniejsze, rekrutowały się spośród osobników innego typu.
Gdyby na przykład dwadzieścia lat temu wydarzyła się podobna historia jak na ulicy La
Fayette, Maigret wiedziałby od razu, gdzie szukać sprawców napadu  w jakiej dzielnicy, ba
w jakiej kawiarni czy barze. Znał ich stałych bywalców, ludzi prymitywnych, co to mają
profesjÄ™ wypisanÄ… na twarzy.
Obecni gangsterzy mają całkiem inne metody. Napad rabunkowy przy ulicy La Fayette
został z góry precyzyjnie obmyślony i przewidziany do najmniejszego szczegółu  trzeba
było tylko rzadkiego, niespodziewanego zbiegu okoliczności, który sprawił, iż wśród tłumu
znalazł się policjant nie na służbie, wbrew regulaminowi posiadający przy sobie broń, który
stracił głowę i narażając się na ryzyko, że położy trupem kogoś niewinnego, nie wytrzymał i
strzelił, raniąc również i bandytę.
Co prawda Cuendet też ostatnio zmodernizował swoją technikę. Maigret przypominał
sobie, co mówiła ta jego sąsiadka z hoteliku  Lambert . Z dumą podkreśliła, ze wie, co to są
wielkopańskie maniery. Herbata o piątej po południu& Tak się zachowywał elegancki, jakże
daleki dla niej Cuendet. Cuendet, obserwując ze swego okna dom naprzeciwko, przyswajał
sobie obyczaje jego mieszkańców, uczył się od nich ogłady, poloru, etykiety.
Nie, on nie będzie wybijał szyb, nie będzie używał łomu, nie będzie stosował żadnego z
tych brutalnych narzędzi, jakimi posługują się pospolici włamywacze. Ucieknie się do
sposobów bardziej wyrafinowanych, a przy tym bardziej ryzykownych&
Na ulicy widać było przechodniów o twarzach zsiniałych z zimna, jak zacierali zgrabiałe
ręce. Każdy spieszy, każdy jest zajęty własnymi sprawami, każdy ma jakieś swoje kłopoty,
może nawet przeżywa dramaty, każdy ma jakiś bliższy czy dalszy cel przed sobą& Kto wie:
może któryś także knuje występne plany?
 Płacić, proszę!
Kelnerka podeszła do stolika, nagryzmoliła  jakieś cyfry na skraju papierowego obrusa,
poruszając przy tym bezdzwięcznie wargami i rzucając od czasu do czasu okiem na czarną
tablicę, na której wypisane były kredą ceny poszczególnych dań.
Maigret wrócił do biura pieszo, a w chwilę potem, gdy zasiadł nad plikiem akt, zapukał i
wszedł do jego gabinetu inspektor Lucas. Otworzyli usta jednocześnie, żeby coś powiedzieć,
ale komisarz był pierwszy:
 Trzeba wysłać kogoś, żeby zluzował Fumela. Hotel  Lambert , ulica Neuve Saint
Pierre.
Najlepiej nadawałby się ktoś z dawnej ekipy, z  gwardii przybocznej  komisarza
Maigreta, jak żartobliwie nazywano jego najbliższych współpracowników. Może Lourtie?
Albo Lesueur? Niestety, obaj zajęci. Więc chyba Baron? Tak, wyśle się jego z odpowiednimi
wskazówkami.
 A coś ty chciał mi powiedzieć? Jest coś nowego?
 Tak. Inspektor Nicolas wpadł na pewien ślad&
Inspektor Nicolas miał wygląd tak niepozorny, ze nie zwracał na siebie niczyjej uwagi i
dlatego jego właśnie wysłano, żeby pokręcił się po Fontenay aux Roses i spróbował coś
 wyniuchac . Jego misja polegała na spenetrowaniu, co się dzieje u sąsiadów Josepha Raison,
posłuchaniu, co mówią ludzie w okolicznych sklepach, w garażu, w którym zostawił svvój
wóz.
 Nie wiem jeszcze, szefie, czy to ma jakieś znaczenie, ale wydaje mi się, że jedna nić
została uchwycona.
 Mów!
 Wczoraj wieczorem dowiedziałem się, że Joseph Raison i jego żona bywali u sąsiadów
w tej samej kamienicy. Nawet byli ze sobÄ… zaprzyjaznieni. Wieczorami oglÄ…dali razem
telewizję. Gdy jedno z małżeństw wybierało się do kina, drugie zabierało ich dzieci do siebie.
Tamci nazywajÄ… siÄ™ Lussac, sÄ… nieco mÅ‚odsi niż Raison i jego żona. René Lussac ma lat
trzydzieści jeden, żona o dwa, trzy lata mniej. Jest bardzo ładna; mają dziecko, chłopczyka,
dwuipółletniego. Trzymając się pańskich wskazówek, panie komisarzu, zainteresowałem się
tym facetem. René Lussac jest przedstawicielem handlowym wytwórni instrumentów
muzycznych. I on także ma własny samochód, floridę. Obserwowałem go i gdy wyszedł z
domu po kolacji i wsiadł do swego auta, ruszyłem w ślad za nim moim wozem. Nie wiedział,
że ma mnie na kółku; gdyby zauważył, zgubiłby mnie z łatwością. Zatrzymał się w pobliżu
Porte de Versailles i wszedł do takiej małej kafejki  U Przyjaciół . Lokal dość podły,
przychodzą tam pewno okoliczni drobni kupcy, żeby pograć w belotkę.
Czekali już na Lussaca dwaj goście; wyglądali na stałych bywalców, co to zajmują zawsze
ten sam stolik. Zastanowiło mnie, co w tej budzie robi Lussac. Mieszka przecież pod
Paryżem, przyjeżdża więc nie po to, żeby napić się kawy, tylko dlatego, że jest z kimś
umówiony. Może też na karty?
 Wszedłeś do tej kawiarenki?
 Tak. Byłem pewien, że nie dostrzegł mnie w Fontenay aux Roses, więc ujawniając się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •