[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Trafili mnie! Trafili!
Tyle tylko zdążył powiedzieć, nim dosięgła go śmierć. Wysoko nad sobą, trochę z
boku, Błękitny Dowódca zobaczył, jak maszyna Johna D. zmienia się w kulę ognia.
Być może zbielały mu nieco wargi. Gdyby nie to, można by sądzić, że nie widział
eksplodującego X-skrzydłowca. Miał ważniejsze sprawy na głowie, niż komentowanie
tej tragedii.
Na czwartym księżycu Yavina wielki ekran w tej właśnie chwili zamigotał i zgasł,
tak samo jak John D. Technicy biegali nerwowo we wszystkie strony. Jeden z nich
zatrzymał się przy Lei, wyczekujących dowódcach i złocistym robocie.
- Przestał działać odbiornik wysokopasmowy. Naprawa zajmie trochę czasu.
- Róbcie, co się da - rzuciła Leia. - Na razie przełączcie na fonię.
Ktoś dosłyszał polecenie i już po chwili sala wypełniła się odgłosami dalekiej
bitwy przerywanej rozmowami tych, którzy uczestniczyli w niej bezpośrednio.
- Ostro zakręt, Błękitny Dwa - mówił Błękitny Dowódca. - Uważaj na te wieże.
- Silny ogień, szefie - dobiegł głos Wedge'a Antillesa. - Dwadzieścia trzy
stopnie.
- Widzę. Cofnijcie się. Osłona jest zbyt silna.
- Nie do wiary! - Biggs był wstrząśnięty. - Nigdy w życiu nie widziałem takiej
siły ognia.
- Błękitny Pięć, wycofaj się. Zawracaj. - Chwila ciszy. - Luke, słyszysz mnie?
Luke?
- Wszystko w porządku, szefie - nadpłynęła odpowiedz Luke'a. - Trzymam cel. Chcę
go załatwić. - Za silna obrona, chłopcze - odezwał się Biggs. - Zawracaj.
Słyszysz mnie, Luke? Wracaj!
- Zawracaj, Luke - rozkazał niższy głos Błękitnego Dowódcy. - Zbyt silny ogień
zaporowy, Luke, powtarzam, zawracaj! Nie widzę go, Błękitny Dwa, czy widzisz
Błękitnego Pięć?
- Nie - odpowiedział szybko Wedge. - Tam jest strefa ognia, aż trudno uwierzyć.
Mój skaner jest zablokowany. Błękitny Pięć, gdzie jesteś? Luke, co z tobą?
- Zestrzelony - zaczął ponuro Biggs. Potem krzyknął: - Nie, czekajcie, mam go!
Chyba ma trochę uszkodzone płaty, ale poza tym w porządku.
W sali dowodzenia wszyscy odetchnęli z ulgą. Na twarzy najmłodszego i
najładniejszego z senatorów radość była najbardziej widoczna.
Na stacji bojowej nowe załogi zastąpiły śmiertelnie zmęczonych i na pół
ogłuszonych hukiem dział żołnierzy. Nikt z nich nie miał czasu, by zastanawiać
się nad przebiegiem bitwy. Chwilowo zresztą żadnego z nich specjalnie to nie
obchodziło - cecha wszystkich żołnierzy od początku historii świata.
Luke zszedł ryzykownie nisko nad powierzchnię stacji. Jego uwagę przyciągała
daleka metaliczna wieża. - Nie oddalaj się, Błękitny Pięć - polecił mu dowódca
eskadry. - Gdzie znowu lecisz?
- Widzę coś, co wygląda na boczny stabilizator - odparł Luke. - Chcę to
sprawdzić.
- Uważaj, Błękitny Pięć. Ciężki ogień w tym rejonie. Luke nie słuchał ostrzeżeń;
skierował myśliwiec
prosto ku dziwnie ukształtowanej wieży. Jego zdecydowanie zostało nagrodzone -
kiedy otworzył ogień, zobaczył, jak konstrukcja wybucha, tworząc widowiskową
kulę supergorącego gazu.
- Załatwiłem go! - wykrzyknął. - Ciągnę dalej na południe. Poszukam jeszcze
czegoś.
W powstańczej fortecy Leia z uwagą nasłuchiwała rozmów pilotów. Wydawała się
jednocześnie zirytowana i przestraszona. Wreszcie odwróciła się do Trzypeo.
- Dlaczego Luke tak ryzykuje? - szepnęła. Wysoki robot nie odpowiedział.
- Uważaj na ogon, Luke - rozległ się z głośników głos Biggsa. - Myśliwiec nad
tobą. Atakuje!
Leia napięła mięśnie, jakby za wszelką cenę starała się zobaczyć to, co mogła
jedynie słyszeć. Nie była w tym osamotniona.
- Pomóż mu, Erdwa - szeptał Trzypeo. - I trzymaj się!
Luke nie zmienił kierunku lotu, póki szybkie spojrzenie w tył nie ujawniło
przeciwnika, o którym mówił Biggs. Niechętnie ściągnął stery i wyprowadził
maszynę w górę. Tamten był jednak dobry - zbliżał się nadal.
- Nie mogę go zgubić - zameldował chłopiec. Coś przemknęło po niebie, zbliżając
się do obu maszyn.
- Siedzę na nim, Luke - krzyknął Wedge Antilles. - Trzymaj się!
Nie trwało to długo. Wedge strzelał celnie i wkrótce T-myśliwiec rozpadł się w
jaskrawym błysku.
- Dzięki, Wedge - mruknął Luke oddychając z ulgą.
- Dobra robota, Wedge - to znowu Biggs. - Błękitny Cztery, atakuję. Osłaniaj
mnie, Porkins.
- Idę za tobą, Trójka - napłynęła odpowiedz. Biggs wyrównał i dał salwę ze
wszystkich luf. Nikt nigdy nie rozstrzygnął, co właściwie trafił, lecz niewielka
wieżyczka, która rozpadła się pod jego ogniem, była najwyrazniej ważniejsza, niż
by się wydawało. Przeskakujące od terminalu do terminalu wybuchy przeorały
powierzchnię stacji. Biggs przeskoczył już przez niebezpieczny obszar, lecz jego
towarzysz wziął na siebie pełną moc szalejącej w dole energii.
- Mam kłopoty - poinformował Porkins. - Coś się dzieje z moim konwerterem.
To było delikatne określenie. Każdy przyrząd na jego tablicy kontrolnej
zachowywał się tak, jakby nagle dostał szału.
- Katapultuj się, Czwórka. Skacz - poradził Biggs. - Błękitny Cztery, słyszysz
mnie?
- Nie ma sprawy - odpowiedział Porkins. - Utrzymam maszynę. Zrób mi trochę
miejsca na manewr, Biggs.
- Jesteś za blisko! - krzyknął tamten. - Ciągnij w górę! Ciągnij!
Z instrumentami nie dającymi właściwej informacji i na niewielkiej wysokości,
Porkins był łatwym kąskiem dla jednej z dużych, niezgrabnych wież
artyleryjskich. W tym wypadku jej mechanizmy zadziałały tak, jak planowali to
konstruktorzy. Zgon pilota był równie nagły, jak jaskrawy błysk.
W okolicy bieguna stacji bojowej panował spokój. Ataki eskadr Błękitnej i
Zielonej w okolicach równika były tak gwałtowne i grozne, że tam właśnie
skoncentrowała się cała obrona. Czerwony Dowódca z posępną satysfakcją
obserwował ten fałszywy spokój. Wiedział, że nie potrwa długo.
- Błękitny, tu Czerwony - powiedział do mikrofonu. - Rozpoczynamy przelot
bojowy. Szyb wentylacyjny zlokalizowany i oznaczony. Nie ma artylerii, nie ma
myśliwców przeciwnika... na razie. Wygląda na to, że przynajmniej jedną kolejkę
będziemy mieli spokojną.
- Zrozumiałem, Czerwony - odezwał się głos przyjaciela. - Postaramy się ich
czymś zająć.
Trzy Y-skrzydłowe myśliwce spłynęły z gwiazd ku powierzchni stacji. W ostatnim
możliwym momencie zmieniły kurs i zanurkowały w głęboki, sztuczny kanion, jeden
z wielu przebiegających w pobliżu północnego bieguna Gwiazdy Zmierci. Otaczające
je z trzech stron metalowe ściany uciekały w tył.
Czerwony Dowódca rozejrzał się dookoła, stwierdził chwilową nieobecność
myśliwców przeciwnika i uruchomił intercom.
- To jest to, chłopcy - powiedział. - Pamiętajcie, kiedy będzie się wam wydawać,
że jesteście już bliska, to podejdzcie jeszcze bliżej, zanim zrzucicie tę
paczkę. Przerzućcie pełną moc na deflektory czołowe. Nieważne, co rzucą na was z
boków, teraz nie możemy się tym przejmować.
%7łołnierze Imperium ze zdziwieniem stwierdzili, że ich ignorowany do tej pory
sektor został nagle zaatakowany. Zareagowali szybko i wkrótce coraz więcej
pocisków mknęło na spotkanie atakujących myśliwców. Od czasu do czasu któryś z
nich eksplodował w pobliżu Y-skrzydłowca i wstrząsał nim, nie robiąc jednak
poważniejszej szkody.
- Agresywni są, nie? - rzucił do mikrofonu Czerwony Dwa.
Czerwony Dowódca zachowywał spokój.
- Jak oceniasz, Czerwony Pięć, ile mają dział?  zapytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •