[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdołała znalezć coś do ubrania. Zanim wyszła z pokoju, Jonasz zdążył już podnieść
słuchawkę. Zatrzymała się na schodach.
Rozmowa nie trwała długo.
- Kto to był? - zapytała, kiedy usłyszała jego kroki.
- Hultén - krzyknÄ…Å‚, unoszÄ…c gÅ‚owÄ™. - Połóż siÄ™.
Odpowiedz jej nie zadowoliła.
- Czego chciał?
- Niczego szczególnego. Pytał o Svantessona.
- O tej porze?
- Policja nie ma stałych godzin pracy - odrzekł lekko poirytowany. - Pory snu
zwykłych śmiertelników ich nie obowiązują. Połóż się, ja tylko...
Jego głos zamarł gdzieś w oddali. Katja zakręciła się niepewnie i weszła do pokoju.
Słyszała, jak krąży po domu i zamyka drzwi. Stukał tajemniczo przy oknach, zajęło
mu to dłuższą chwilę.
W końcu usłyszała odgłos kroków na schodach, ale Jonasz nie wszedł do pokoju.
Katja wstrzymała oddech. Czyżby miał zamiar...? Nie, przecież przekręciła klucz, nie mógł
się do niej dostać.
Na zewnątrz zapadła cisza. O co mu chodzi?
Nie mogła dłużej wytrzymać. Zarzuciła pled na nocną koszulę i ostrożnie wyślizgnęła
siÄ™ z pokoju.
Usłyszawszy szmer, Jonasz odwrócił głowę. Siedział przy oknie i wyglądał w noc;
drzwi do jego sypialni były otwarte i płynął stamtąd strumień ciepłego powietrza. Ale drzwi
na strych były zamknięte i na dodatek zastawione komodą.
To ją trochę przestraszyło.
Zrobił jej miejsce na małej sofie, którą przyciągnął do okna. Katja zauważyła, że
Jonasz jest ubrany.
- Co siÄ™ dzieje?
Zanim udzielił odpowiedzi, owinął jej stopy w koc. Ten nieoczekiwany gest wprawił
ją w zakłopotanie.
- Miałaś spać! - skarcił ją.
- A ty? Czego chciał inspektor?
Jonasz westchnÄ…Å‚.
- Ale jesteś uparta... Kilku policjantów pojechało do twojego mieszkania. Ci z szajki
musieli być tam przed nimi, ale zdołali uciec przed przybyciem policji Nic nie zniszczyli,
tylko grzebali po szufladach. Na biurku, wśród innych dokumentów, leżał rachunek za prąd.
Na ten dom.
- Och! - jęknęła Katja.
- Uspokój się, na rachunku nie ma adresu, tylko nazwa gminy.
- To wystarczy, by tu trafić.
- Tak też uznaliśmy. Dlatego siedzę na straży.
- W takim razie zostajÄ™.
Uśmiechnął się w ciemności.
- To ciebie miałem strzec!
- Miło z twojej strony! Naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim uda mi się zasnąć?
- Nie. Poza tym sprawisz mi przyjemność swoją obecnością, nie mówiąc już o
docinkach. Przynajmniej nie zasnÄ™.
- Co zrobimy, jeśli się tu zjawią?
- Zamknąłem wszystkie drzwi i zabezpieczyłem okna.
- Mogą podpalić dom.
- Po co? Chcą mieć klucz, a nie kawałek spalonego metalu.
- To dobra nowina! Byłabym bardziej spokojna, gdybyśmy mieli naładowaną rusznicę.
- Aż tak jesteś żądna krwi?
- Ja nie, ale oni tak.
- Dodajesz mi otuchy, nie ma co.
Milczeli, wyglądając w noc. Ich oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, więc dość
dobrze widzieli podwórze, prawie do samej furtki, ciemny zarys obory i lasu świerkowego.
- Zastanawiałam się nad tym, co mi powiedziałeś o sobie - zaczęła ostrożnie Katja. -
Szkoda, że rzuciłeś szkołę. Jesteś inteligentny! Wybacz, że łamię reguły i prawię ci
komplementy!
- Co to za komplement - odrzekł. - Oznacza jedynie tyle, że zmarnowałem zdolności,
którymi obdarzyła mnie natura.
- %7łałujesz?
- Nie, dlaczego? Co mi po wykształceniu? Mnóstwo ludzi je zdobyło, a i tak nie może
dostać pracy.
- Chyba masz jakieÅ› ambicje?
- Miałem jedną, zostać pilotem. Spełniła się, czego chcieć więcej?
- Może i racja. Nie możesz jednak być pilotem całe życie, jest pewnie jakaś granica
wieku?
- Tak, ale emerytura jest wysoka. Poza tym mogę szkolić adeptów latania. Zresztą po
co tak daleko wybiegać w przyszłość?
- Masz własny samolot?
- Oszalałaś? Należy do firmy. Mam jednak w niej udziały i pracuję na własny
rachunek. Dobrze zarabiam. Co jeszcze chcesz wiedzieć? Jestem dobrym kandydatem na
męża?
Udała, że rozważa ten pomysł.
- Potrzebny mi ktoś, kto zająłby się gospodarstwem... Masz do tego smykałkę.
- To gospodarstwo czyni z ciebie niezłą partię. Wziąłbym je z dobrodziejstwem
inwentarza.
- Wiesz co, chyba nie reflektujÄ™.
- To dobrze. Nie dorastam do twoich ideałów.
- Wykazałam tylko zainteresowanie. Nie wolno?
- Nie wmawiaj mi, że jestem próżny.
- Nie wmawiaj? Nie ma takiej potrzeby.
Znów zamilkli, tym razem jednak cisza przyniosła im ulgę. Jonasz przyglądał się Katji
z boku. W ciemności, opatulona w wełniany koc, wyglądała jak Katarzyna z dziecięcych lat.
Było w niej coś wzruszającego, jakaś bezbronność, która w żaden sposób nie kojarzyła się z
KatjÄ… Francke.
- Cicho! - syknęła nagle.
- Od paru minut nie powiedziałem ani słowa - zaprotestował. - O co chodzi?
- Zobaczyłam coś koło furtki.
Jonasz natężył uwagę. Katja przysunęła się do niego zupełnie nieświadomie i położyła
mu rękę na ramieniu.
Objął ją ostrożnie. Pozwoliła na to, wpatrzona w ciemność zapomniała o jego
obecności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •