[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pojawiła się w mediach i większość ludzi nie ma pojęcia, \e to w gruncie rzeczy umowa między dwoma krajami.
Nawet w ciemności widziała jego ponurą minę.
Przełknęła i mówiła dalej.
- Jak zwykle w takich okolicznościach podpisano masę dokumentów. Nie przypuszczałam, \e owdowieję tak młodo ani
te\, \e moje mał\eństwo będzie tak nieudane, więc zgodziłam się na warunki, które dziś wydają się absurdalne. Melio na
tym skorzystało. Otrzymało pomoc finansową od La Croix. Wszyscy byli zadowoleni.
- Poza tobÄ….
Bezradnie wzruszyła ramionaIni.
- W takich okolicznościach to nieuniknione. Zacisnął szczęki i wykonał krótki, niecierpliwy
ruch głową.
- To coś więcej ni\ zranione uczucia. To po prostu niewolnictwo, księ\no.
"Oto szczere postawienie sprawy" - pomyślała. Kiedyś była naprawdę dzielna. Kiedyś myślała, \e potrafi się przeciwstawić.
Kiedy znów wziął ją w objęcia, odpłynęły od niej wszystkie myśli poza pragnieniem, by dać mu siebie całą, choćby
nawet tylko na tÄ™ jednÄ… noc.
Nikt nigdy nie kochał jej, nie tulił ani nie całował z tak niewyobra\alną czułością, pasją i pragnieniem. Przy nikim nie
czuła się tak kobieca i piękna, inteligentna i zdolna. Był całym jej światem. Pragnęła go i potrzebowała.
Kochała go. Była pewna, \e to du\o więcej ni\ po\ądanie czy chwilowe zauroczenie. Ale wiedziała, \e po powrocie do
La Croix nie będzie mogła z nim być w ten sposób. Nie mieli \adnych szans.
ROZDZIAA DZIESITY
Kiedy Chantal otworzyła oczy, Demetriusa nie było. Poczuła się zdruzgotana. Nie chciała się obudzić w samotności. Musiała
sobie powtórzyć, \e takie jest \ycie i tak musi być.
Usiadła. śołądek podszedł jej do gardła.
Opadła na łó\ko. To nie mógł być kac, bo poprzedniego wieczoru nawet nie tknęła wina. Czy\by zatrucie?
Le\ała, próbując opanować mdłości.
Pomyślała o Demetriusie. Było wspaniale. Bajkowo. Doskonale w ka\dym calu.
Zaraz jednak zgromiła się za te wspomnienia. Nie powinna o nim myśleć. Czas wrócić do rzeczywistości.
Zwlokła się z łó\ka, wykąpała i ubrała, ignorując zbuntowany \ołądek. Zeszła na taras wyło\ony płowo\ółtym wapieniem.
Zwiatło słoneczne odbite od jasnego kamienia zakłuło ją w oczy, wywołując zawrót głowy.
Gdzie mógł być Demetrius? Pomimo lekkiej obawy . bardzo chciała go zobaczyć.
Dzień był przepiękny, a powietrze rześkie i przejrzyste.
Herbata z grzanką uspokoiła jej \ołądek i Chantal miała właśnie wstać od stołu, kiedy się pojawił. Nieodmiennie robił na niej
piorunujące wra\enie. Był wspaniałym mę\czyzną.
Spotkali się wzrokiem i przez ulotną chwilę zoba czyła odbicie swoich emocji w jego oczach. Ale zaraz przybrał swój zwykły
wyraz twarzy, obojętny, niemal znudzony.
Nie przywitał jej czule, nie powiedział "kochanie".
Nic nie wskazywało, \e zaszło między nimi coś intymnego. Pokryła rozczarowanie chłodnym uśmiechem.
Miał na sobie szorty i czarną koszulkę bez rękawów. - Gotowa? - spytał.
Nie widziała go jeszcze w takim stroju i nie mogła
oderwać oczu.
- Co będziemy robić?
- Wypłyniemy łodzią.
Nie był to najlepszy pomysł, zwa\ywszy na jej dolegliwości, ale zdołała jakoś dotrwać do popołudnia, nie przyznając się do
złego samopoczucia. W końcu jednak załamała się, nie tyle jednak z winy dolegliwości fizycznych, ile raczej z powodu
zachowania Demetriusa. Miała cichą nadzieję, \e na łodzi będzie mniej powściągliwy, on jednak zachowywał się jak obojętny
znajomy. UprzedzajÄ…co grzecznie i uwa\nie, ale z dystansem.
Nie mogła tego znieść. Nie umiała cieszyć się wycieczką. Jak mógł w nocy kochać się z nią namiętnie, a w dzień traktować ją
tak obojętnie?
Czy sprawiły to prze\ycia ubiegłej nocy, czy słoneczny dzień spędzony na wodzie, w ka\dym razie wieczorem Chantal była
zupełnie wykończona.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak podle.
W swoim pokoju zamknęła okiennice. Rozebrała się i wsunęła się do miękkiej, chłodnej pościeli.
Kolacja tego wieczoru była istną męczarnią. Największym problemem okazała się nie tyle szarpiąca nerwy obecność
Demetriusa, co sensacje zdrowotne. Ledwo weszła do jadalni, \ołądek znów zaczął się buntować.
Aromat gotowanej ryby wywołał u Chantal gwałtowną falę mdłości. Na widok jej miny Demetrius uniósł pytająco brwi.
Zmusiła się do uśmiechu mającego znaczyć, \e wszystko jest w najlepszym porządku.
Siadając, znów poczuła mdłości, a na jej czole i górnej wardze pojawiły się kropelki potu. Czuła się zmęczona i obolała
przez cały dzień. Czy\by grypa?
Marzyła, by przetrwać kolację, a potem natychmiast się poło\yć. Ale to pierwsze nie było takie łatwe. Nawet
podniesienie szklanki wody do ust sprawiało jej trudność. Ogromnym wysiłkiem było samo utrzymanie się na krześle, więc
nawet nie próbowała nawiązać rozmowy. Demetrius nie odzywał się, ale obserwował ją z irytującą intensywnością, która
sprawiała, \e czuła się jak preparat pod mikroskopem.
Zdołała przełknąć kilka kęsów, chocia\ \ołądek cały czas protestował. Nie mogła ju\ dłu\ej udawać, \e wszystko jest w
porządku. Czuła się chora.
Demerius pochylił się i poło\ył jej dłoń na czole. - Co się dzieje?
Odruchowo chciała odpowiedzieć, \e nic. Ale ciało zapanowało nad umysłem. Zbierało jej się na wymioty.
- Muszę iść do siebie.
- Co się dzieje? - powtórzył, wstając.
- Nie wiem. - Unikała jego wzroku.
Nie chciała obna\yć swojej słabości. Choroba to
coś bardzo prywatnego. O torsjach nie wspominając. - Muszę iść. Wybacz.
- IdÄ™ z tobÄ…·
- Nie.
On jednak ju\ zdą\ył wziąć ją pod rękę i częściowo poprowadził, częściowo powlókl na górę. W połowie drogi poczuła
się tak zle, \e wziął ją na ręce. Pochorowała się, zanim zdą\yli do łazienki.
Zapłakaną, posadził na krawędzi wanny.
- Przepraszam - szlochała, kiedy podał jej wilgotny ręcznik.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział. - To nieistotne. Wypłukała usta i odwa\yła się na niego spojrzeć.
Niestety, pobrudziła go. Upokorzona i przera\ona, zamknęła oczy. Armand nigdy by jej nie wybaczył.
Zmusiła się, by wstać, chocia\ \ołądek jeszcze się buntował.
- Daj mi koszulÄ™.
- Od tego mamy pralniÄ™. - DotknÄ…Å‚ jej policzka.
- Kiedy to się zaczęło?
- Właściwie czułam się nie najlepiej przez cały
dzień, ale myślałam, \e to zmęczenie. Długi spacer, słońce. To nic powa\nego. - Z całego serca chciała ju\ wrócić do siebie,
uciec od jego badawczego spojrzenia.
- Oboje jedliśmy to samo. Poczuła następną falę mdłości. - Idz ju\ - poprosiła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •