[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ma trzy kategorie przekupniów. Pierwsza, najpoważniejsza, to właściciele straganów, w
których drzwi, za dnia otwarte, były tłem do ekspozycji towaru, w nocy, zamknięte na głucho
- zabezpieczeniem przed złodziejami. Druga kategoria to handlarze rozkładający swój towar
na stołach ustawionych szeregowo. Trzecia - handlarze sprzedający z ręki, czyli z
turystycznego stolika, a nawet gazety rozłożonej wprost na ziemi. Sprzedaż towarów odbywa
się w wyznaczonych sektorach, żeby bez potrzeby nie szukać jajek pomiędzy częściami
samochodowymi czy perfum wśród roślin doniczkowych. Na ogół każdy bazar ma swój urok i
jest ciekawszy niż ogromne, standardowe hipermarkety, kuszące kupujących błyszczącym,
równo poukładanym towarem oraz reklamą kierowaną do gustu uśrednionego klienta
stworzonego komputerowo przez specjalistów od marketingu i psychologii tłumów. Tu każdy
towar polecany był indywidualnemu nabywcy wabionemu osobiście przez sprzedawcę
metodą dyktowaną talentem i wiarą, że każdy produkt ma swojego kupca.
Między straganami od rana do zmroku przepływały niespieszne tłumy zwykłych klientów i
poszukiwaczy okazji. Prawie każdy tu słyszał historię Nikifora, * genialnego analfabety
oddającego swe obrazy za talerz zupy, powszechnie znane są perełki sanockiego zbioru
bezcennych ikon znalezionych na strychach, w stajniach i w stodołach skupowanych za
półdarmo, krążyła nawet opowieść o płótnie Rembrandta, * które, zanim trafiło do muzeum,
zasłaniało okienko chłopskiej obory. Bazar był przebogatym terenem łowieckim dla wszelkiej
maści kolekcjonerów - poważnych bibliofilów i numizmatyków, jak i zbieraczy mosiężnych
mozdzierzy czy szpargałów. Tu niebogate dziewczyny polowały na wystrzałowe ciuchy,
bombowe buty i bajerancką biżuterię. I chociaż mogło okazać się, że wysoko karatowe złoto
jest tombakiem, * przepiękny bursztyn kopalem, * markowy szwajcarski zegarek tajlandzką
podróbką, a torebka z logo Coco Chanel dopiero co opuściła pobliski warsztat kaletniczy nie
miało to żadnego wpływu na funkcjonowanie bazaru.
Tego dnia na Balcerku pojawił się kolejny stragan. Informowały o nim ogromne, kolorowe
plakaty umieszczone przy wszystkich wejściach:
Uwaga!
Wielka wyprzedaż rzeczy luksusowych
Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na operację kręgosłupa Michała. Masz
niepowtarzalną okazję, by zyskując na elegancji, zrobić dobry uczynek
Strzałka wskazywała boczną alejkę. Stragan, zlokalizowany pomiędzy pojedynczymi
sprzedawcami przeróżnej drobnicy, prezentował się naprawdę okazale: dwie zsunięte lady,
za nimi stelaże obwieszone gęsto wieszakami z konfekcją damską, męską i dziecięcą, kilka
półek z książkami, bibelotami, sprzętem elektronicznym i sportowym, butami na wszystkie
okazje oraz pory roku, pudła z torebkami, torbami i plecakami... Umieszczona nad stelażem
na dwumetrowym drążku barwna tablica głosiła:
Okazja! Wielka wyprzedaż towarów luksusowych
Na lady napierał tłum chętnych, za ladami uwijały się jak w ukropie Dominika, Marcela i
Jagoda. Krystian z Aukaszem pilnowali porządku, gdyż raz po raz w tłumie wybuchały
awantury i nawet zdarzyło się, że jakieś panie, wydzierając sobie z rąk bluzkę od Versace, *
podarły ją na strzępy.
- O, dobrze, że już jesteście - zawołała Jagoda na widok Weroniki i Olgierda. - Rozwieście, co
tam macie i pomóżcie nam, bo nie wyrabiamy.
Nowa dostawa wśród szturmujących spowodowała niemalże wrzenie. Tu i ówdzie
wybuchały kłótnie, ktoś wcisnął się do kolejki, ktoś inny został z niej wypchnięty...
- Drogie panie, proszę o spokój, bo zostanę zmuszony do zorganizowania komitetu
kolejkowego - interweniował żartobliwie Krystian, lecz nikt go nie słuchał.
Wtem przez tłum zaczął przedzierać się postawny mężczyzna z kucykiem.
- Kto jest właścicielem tego stoiska? Chcę rozmawiać z właścicielem! - przekrzykiwał gwar. -
Biorę cały towar hurtem. Cena bez znaczenia...
Ta propozycja zadziałała niczym iskra rzucona na beczkę prochu. Wybuch złości wśród
kolejkowiczów był tak gwałtowny że Krystian własną piersią musiał ochraniać oferenta przed
linczem.
- Jagoda, podnosimy ceny. Co najmniej razy dwa - podjęła natychmiast decyzję Dominika.
Weronika z Olgierdem pospiesznie opróżniali worki. Ale zanim towar zdążył trafić na swoje
miejsce, już wyciągały się po niego dziesiątki rąk. O fantazyjne fatałaszki Moniki rozgorzała
prawdziwa bitwa, która nie ustała, nawet gdy minutę pózniej ich wartość znów poszła w
górę.
O godzinie piętnastej zero sześć został sprzedany ostatni ciuszek, kasetka z pieniędzmi
zamknięta i przekazana Weronice. Chwilę pózniej ojciec Dominiki przysłał samochód
dostawczy, a chłopcy pomogli kierowcy załadować stelaże, lady, wieszaki i puste pudła. Po
stoisku nie pozostał żaden ślad.
- Musimy teraz policzyć, ile zarobiliśmy. Zapraszam wszystkich do mnie do domu -
zaproponowała Weronika.
- Daj spokój, przecież nikt nie będzie cię podejrzewał o defraudację - obruszyła się Marcela.
- Powinniśmy komisyjnie przeliczyć pieniądze, ale nie dlatego, że komuś ufamy czy nie
ufamy. Wszystkie osoby zaangażowane w organizację wyprzedaży powinny dostać dokładną
informację o jej efektach.
- Więc jedziemy. Podwieziesz nas, Olgierd, prawda?
- Jasne. Tylko muszę obrócić dwa razy
- Super. To ja z Jagódką poczekam - ucieszył się Krystian.
* * *
Dom był pusty. Elwira zostawiła na kuchennym stole kartkę, że wróci o dwudziestej. W
kiepsko na ogół zaopatrzonej lodówce Weronika znalazła cztery porcje galaretki z drobiu,
dwa pojemniki sałatki śledziowej, pół kilo szynki, schab ze śliwkami oraz półmisek jajek w
majonezie. "Ta garmażeryjna rozpusta pewnie na cześć Sławka - domyśliła się. - Masz facet u
mnie duży plus". Wyłożyła wszystkie wiktuały na stół, w tym czasie Marcela układała
talerzyki i sztućce, a Jagoda robiła herbatę. Atmosfera była radosna.
* * *
Pół godziny pózniej Weronika na środek stołu wysypała zawartość kasetki.
- Jestem zaskoczona, że tak dobrze poszło. Naprawdę, bomba. W życiu nie pomyślałabym,
że wyprzedaże to taki interes. Miałaś doskonały pomysł Dominiko. Dziękuję wam wszystkim.
- Prawdę mówiąc, podziękować należy pracownicom mojego ojca, które narobiły koło
naszego stoiska tyle szumu, że kto żyw przybiegł popatrzeć, co się dzieje. A dalej już zadziałał
syndrom owczego pędu.
- Czy to one porwały bluzkę od Versacego? - spytała Jagoda.
- Jasne, że one.
- Ależ dały popis. A ten facet, który chciał kupować wszystko hurtem, też nagrany?
- Tak, to mój wujek, wspólnik taty.
- Dlaczego nas wcześniej nie uprzedziłaś, że szykujesz taką podpuchę?
- %7łeby wasze reakcje były naturalne. Potrafiłabyś tak nawrzeszczeć na babki, które
zniszczyły towar, gdybyś wiedziała, że to podstawione przez mojego staruszka figurantki?
- No nie.
- A widzisz. Podstawa sukcesu to umiejętność manipulacji klientem i nie tylko.
Przystąpili do komisyjnego przeliczania pieniędzy. Zarobili dwanaście tysięcy czterysta
dwadzieścia złotych.
Rozdział XVI
Od chwili, gdy po raz pierwszy poczuł mrowienie w palcach, Michałowi udzielił się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •