[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobrze mi zrobił taki dzień odpoczynku na wsi.
- Chciałabyś tu mieszkać? - zapytała pani Hay-Smythe.
- W takim domu? Oczywiście! Trochę daleko od Londynu, ale można stąd przecież w każdej chwili
wyskoczyć do miasta - na zakupy, do teatru... Poza tym w okolicy na pewno nie brakuje towarzystwa.
- To prawda, mamy wielu sąsiadów - odparła uprzejmie pani Hay-Smythe. - 01iverze, poproś Meg,
żeby podała nam herbatę, dobrze?
Po podwieczorku pożegnali się i wsiedli do samochodu. Pani Hay-Smythe pomachała im ręką na
81
pożegnanie, a Berta spojrzała tęsknie na dom, którego nie spodziewała się już zobaczyć.
Gdy tylko samochód przejechał bramę, pani Hay-Smythe udała się do kuchni, gdzie Meg i Dora spo-
żywały swój podwieczorek. Usiadła z nimi przy stole i poprosiła o mocną herbatę z dużą ilością
mleka. Nie był to jej ulubiony napój, ale czuła, że potrzebuje czegoś na wzmocnienie.
- I co powiecie? - zapytała.
- Skoro chce pani znać nasze zdanie - zaczęła Meg - to mamy nadzieję, że panu Oliverowi nie
przypadnie do gustu ta dama, która nie chciała jeść obiadu. Jest zbyt dumna i wyniosła, prawda, Doro?
- Możecie być spokojne. Oliver chciał zaprosić przede wszystkim tę drugą, ale musiał też zabrać jej
przyrodnią siostrę. Ona i jej matka nigdy nie puściłyby Berty samej.
- Aha... - pokiwała głową Dora - zła siostra i zła macocha. Jak w bajce o Kopciuszku.
- A gdyby jeszcze założyła piękną suknię i pantofelki... - rozmarzyła się Meg.
- I tak jest bardzo ładna - wtrąciła się Dora. -Aadna, miła i rozsądna dziewczyna. Podziękowała ci za
obiad, Meg, prawda?
- Właśnie. I to wcale nie po to, żeby się przy-pochlebić. Pasowałaby do tego domu.
- Owszem... - westchnęła pani Hay-Smythe i zamyśliła się głęboko. Jej zdaniem Berta byłaby
82 GWIAZDKA MIAOZCI
idealną synową, nic jednak nie wskazywało na to, by Oliver poważnie się nią interesował. Pomagał jej
z dobrego serca, lecz rzadko się spotykali, a ich rozmowy miały tylko towarzyski charakter. Szkoda,
pomyślała, po czym wyszła z kuchni, założyła obszerny fartuch i ogrodowe rękawice i udała się
ponownie do szklarni.
W powrotnej drodze doktor nie słuchał nieustannej paplaniny Clare. Zareagował dopiero, gdy po-
wiedziała z naciskiem:
- Zabierzesz mnie dzisiaj na kolację, prawda, Oliverze? Do jakiegoś lokalu, gdzie moglibyśmy po-
tańczyć! To był cudowny dzień, ale po tej wiejskiej monotonii przydałoby się nam trochę rozrywki.
- Po powrocie - odparł - jadę prosto do szpitala. Muszę tam zostać przez kilka godzin, a jutro o ósmej
rano mam spotkanie. Ja pracuję, Clare.
- Och, Oliverze, nie możesz na chwilę zapomnieć o szpitalu? - powiedziała z nadąsaną miną. - Li-
czyłam, że gdzieś się wybierzemy.
- Niestety, to niemożliwe. Poza tym wiesz, że nie lubię przyjęć, Clare.
- Wiem - dotknęła jego rękawa - ale moglibyśmy to zmienić. Obiecaj przynajmniej, że któregoś
wieczoru wpadniesz do nas na kolację. Powiem mamie, żeby clę zaprosiła.
Doktor spojrzał w lusterko i zobaczył, że Berta
83
siedzi wpatrzona w okno, obejmując Freddiego ręką za szyję. Miała odwróconą twarz, widział jednak,
że jest smutna.
Kiedy dotarli do domu Pani Soames, został tylko tak długo, ile wymagały tego dobre maniery.
Po jego wyjściu Clare rzuciła torebkę i opadła na fotel.
- Miałaś więc 01ivera tylko dla siebie - odezwała się praktycznym tonem jej matka. - I co? Interesuje
się tobą?
- Oczywiście, że tak. Tylko niepotrzebnie zabraliśmy Bertę.
- Chyba ci nie przeszkadzała?
- Nie miała szans. Prawie w ogóle z nim nie rozmawiała. Nie dałam jej okazji. Cały czas była z jego
matką.
- No właśnie, jaka jest pani Hay-Smythe?
- Och, nudna. Opowiada ciągle o ogrodzie albo o Stowarzyszeniu Kobiet i układa bukiety do kościoła.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, pracowała w szklarni. Myślałam, że to jedna ze służących.
- Nie jest prawdziwą damą? - zapytała z przerażeniem pani Soames.
- O to się nie obawiaj. Z pewnością nie brakuje jej też pieniędzy, czego dowodem dom, w którym
mieszka. Jest przepiękny. Gdybyśmy mieli w Londynie przyzwoite mieszkanie, stanowiłby wspaniałą
letnią rezydencję. - Zaśmiała się. - W ten sposób
84
GWIAZDKA MIAOZCI
korzystalibyśmy ze wszystkiego, co najlepsze na wsi i w mieście.
Berta oczywiście nie słyszała tych uwag. Zaraz po przyjściu poszła do swojego pokoju i przebierając
się w jeszcze jedną zbyt ekstrawagancką sukienkę Clare, opowiadała o wydarzeniach dnia kotu, który
wylegiwał się na jej łóżku.
- Oliver chyba z nią długo nie wytrzyma - mówiła. - Czy sądzisz, że wolno mi nazywać go po imieniu?
Oficjalnie znamy się jedynie z widzenia.
- Przysiadła na łóżku, aby być bliżej swego towarzysza. - Dobrze - dodała ze smutnym uśmiechem
- poprawię się, w przyszłości będę tylko kłaniała mu się z daleka. Za często o nim myślę i za bardzo mi
go brakuje...
Podeszła do lustra i pokiwała głową.
- Widać to zresztą jak na dłoni.
Kolacja była bardziej nieprzyjemna niż zwykle, gdyż wobec braku gości macocha i Clare miały
wreszcie okazję jawnie krytykować jej zachowanie.
- Podobno rozmawiałaś zbyt długo z matką Olivera? - zapytała pani Soames z wyrazną pretensją w
głosie.
- A cóż miałam robić? - odparła Berta. - Clare nie byłaby zachwycona, gdybym towarzyszyła cały czas
doktorowi, a trzymanie się na uboczu nie jest w dobrym tonie.
85
- Dlaczego więc poszłaś z nim na spacer, kiedy Clare została w domu z jego matką?
- Pani Hay-Smythe sama to zaproponowała. Oprowadziła Clare po pokojach, a my z doktorem
poszliśmy zobaczyć oślicę w sadzie. Rozmawiałam z nim o wielu interesujących sprawach i...
- Musiał być śmiertelnie znudzony - przerwała z przekąsem macocha.
- Możliwe - odparła poważnie Berta. - Myślę, że chwilami rzeczywiście się nudził.
- Na szczęście do czasu. - Clare potrząsnęła dumnie głową. - A na pewno nie w moim towarzystwie -
dodała chełpliwie.
- No właśnie. - Macocha spojrzała surowo na Bertę. - Nie powinnaś mu się tak narzucać. Chyba się
domyślasz, że doktor Hay-Smythe oświadczy się prawdopodobnie twojej siostrze...
- Czy tak powiedział? - zapytała Berta. Pani Soames spąsowiała na twarzy.
- Oczywiście, że nie, ale jeśli ktoś jest domyślny i inteligentny, od razu takie rzeczy wyczuwa.
Odsunęła na bok talerz i pochyliła się ku Bercie nad stołem. - Mówię ci o tym na wypadek, gdyby
doktor kiedykolwiek chciał cię jeszcze gdzieś zaprosić. Pamiętaj, że powinnaś mu wówczas odmówić.
- Dlaczego?
- Jak mówi stare przysłowie: troje to już tłum.
- Więc nie chcecie nawet, żebym grała rolę przy-
86
zwoitki? - uniosła się Berta. - No tak, w tej okropnej garsonce rzeczywiście tylko to mogłam robić!
- Ty niewdzięcznico!... - zaczęła Clare, ale matka uciszyła ją majestatycznym ruchem dłoni.
- Nie rozumiem, co się z tobą dzieje, Berto -przemówiła oficjalnym tonem. - Wiejskie powietrze
chyba uderzyło ci do głowy. Garsonka, którą podarowała ci Clare, jest urocza.
- Czemu więc sama jej nie nosi? - zapytała wojowniczo Berta, zdumiona swoją śmiałością, ale za-
dowolona, że wreszcie zdobyła się na szczerość. -Chciałabym wreszcie mieć jakieś własne rzeczy.
- Dość tego, Berto! Kupię ci coś stosownego, kiedy będę miała czas, a teraz połóż się, proszę, spać, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •