[ Pobierz całość w formacie PDF ]

No, dość, panie, ja tu marznę.
 Czy był pan w jego mieszkaniu w ciągu ostatnich dwóch dni?.
 Taaa. Zakręciłem termostat dzisiaj rano, jak wyjechał. Jeżeli go nie ma, po co mar-
nować opał, zwłaszcza przy obecnych cenach.
Tym razem Fred nie powstrzymał go przed zamknięciem drzwi. Kiedy dochodził do
samochodu, koło niego zatrzymały się podjeżdżające właśnie Regan i Alvirah.
 Tutaj także się nie poszczęściło. Ale jedzcie za mną do knajpki  U Elsie .
Ponieważ czas naglił, Jack Reilly przekazał pieniądze do samochodu Regan w odle-
głości kilku bloków mieszkalnych od tunelu Oueens Midtown.
 Będziemy za panem podążali naszymi wozami  powiedział Austinowi
Grady emu  lecz jeśli on wskaże panu drogę taką, jakiej się nie spodziewamy, nasza
lotna brygada będzie musiała zawrócić. Za łatwo ją rozpoznać. Mamy agentów umiesz-
czonych w budynkach wzdłuż całej drogi. Będą mieć pana na oku. Powodzenia.
O godzinie 5.30 zadzwonił telefon komórkowy Regan.
 Proszę jechać tunelem. Trzymać się prawej strony. Wjechać w aleję Bordena tuż
za rogatką.
 To właśnie chcieliśmy usłyszeć  rzekł nieposiadający się z radości Jack, gdy baza
Orła przekazała mu tę wiadomość.
Odezwała się jego komórka. To była Regan.
 Oni obydwaj  siostrzeniec i malarz  opuścili swe mieszkania z walizkami.
Powiedzieli wszystkim, że wyjeżdżają na urlop.
Jack poczuł, jak podnosi mu się poziom adrenaliny.
 Regan, założę się z tobą, o co chcesz, że to nasi faceci. Jeżeli mieli ze sobą walizki,
to znaczy, że nie zamierzają wrócić do miejsca, gdzie przetrzymują twego tatę i Rositę.
Po podjęciu pieniędzy prawdopodobnie udadzą się na lotnisko.
 Jeżeli odlecą, możemy nigdy już o nich nie usłyszeć.
 Nie spuścimy z nich oka na wypadek, gdyby jednak wrócili tam, gdzie znajduje się
twój tata i Rosita, ale w chwili gdy przybędą na któreś z lotnisk, nie będziemy mieć in-
nego wyjścia, jak tylko ich osaczyć.
117
 Alvirah i ja pojedziemy do tego baru w Edgewater, gdzie nasz malarz przesiaduje.
Jest z nami Fred Torres. Może tam ktoś będzie mógł nam coś powiedzieć.
 Regan  odezwał się Jack łagodnie.  Proszę, bądz ostrożna.
Rozległ się trzask, po którym nastąpił gwałtowny przechył łodzi o jakieś dwadzieścia
stopni. Rosita i Luke zostali rzuceni w stronę burty. Rosita krzyknęła, Luke zaś skrzywił
się z bólu, gdy kajdanki wbity mu się w nadgarstki i kostki u nóg.
 Panie Reilly, ta łódz tonie! Utopimy się!  Rosita zaczęła szlochać.
 Nic podobnego  odparł Luke stanowczo.  Według mnie, tylko jedna z cumu-
jących lin puściła.
Nie minęło dziesięć minut, a łodzią ponownie cisnęło z impetem o pomost.
Luke usłyszał bulgoczący dzwięk i woda zaczęła wdzierać się z jakiegoś miejsca przy
drzwiach. Kiedy łódz zakołysała się kolejny raz, klucze na kółku, które C.B. zostawił na
piecyku, zsunęły się i spadły na podłogę. Luke pochylił się w ich kierunku na tyle, na
ile pozwalały mu łańcuchy, i z rozpaczliwym wysiłkiem wyciągnął ku nim rękę. Palcem
dotknął brzegu jednego z kluczy, lecz zanim spróbował go uchwycić, łodzią rzuciło po-
nownie i klucze przesunęły się poza zasięg jego dłoni.
Do tego momentu Luke wierzył, że mają jeszcze szansę, lecz obecnie ta nadzieja zu-
pełnie go opuściła. Nawet gdyby C.B. zadzwonił skądś, dokąd zmierzał, byłoby za pózno.
Woda stale się podnosiła. Rosita miała rację  utoną. Tamci znajdą ich ciała skrępowa-
ne łańcuchami, jak zwłoki zwierząt w potrzasku, jeżeli w ogóle je znajdą. Dużo szybciej
ta balia stanie się kawałkami drewna wyrzuconego przez fale na brzeg.
Jego duszę przenikały obrazy Nory i Regan, ich głosy. Pragnąłem żyć o wiele dłużej,
pomyślał.
Z drugiej strony kabiny dochodził go szept Rosity:  Zdrowaś Mario, łaski pełna... .
Dokończył modlitwę razem z nią:  ...i w godzinę śmierci naszej. Amen .
 U Elsie panowała ożywiona atmosfera. Regan, Fredowi i Alvirah zabrało jedną
chwilę, by zorientować się w sytuacji i skierować prosto do baru.
Barman, Matt, zaraz do nich podszedł.
 Czego państwo sobie życzą?
 Kilku odpowiedzi.  Fred wyciągnął swą policyjną odznakę.  Zna pan Peteya
Commeta?
 Oczywiście. Siedział właśnie w tym samym miejscu niespełna dwie godziny
temu.
 Właściciel jego mieszkania powiedział, że opuścił je dzisiaj rano. Miał ze sobą wa-
lizki.
 Może i tak, ale tutaj był po południu. Mówił, że wybiera się na urlop.
118
 Czy nie wie pan, dokąd? To ważne.
 Chciałbym być pomocny, lecz prawdę mówiąc, wypowiadał się na ten temat ra-
czej mgliście. %7łe jedzie na ryby aż na południe.  Matt zawahał się.  Nie wiem, czy to
ma jakieś znaczenie, ale Petey dzisiaj był wyraznie odmieniony. Spytałem go, czy dobrze
się czuje, a on mi odpowiedział, że czuje się jak milion dolarów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •