[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeraża: ponowne wejście do tego sklepu i rozmowa z właścicielką, czy
kontynuowanie planu uwiedzenia faceta, którego poznała niecałe czter-
dzieści osiem godzin temu.
Po tym, co się stało wczoraj, nie miała wątpliwości, że chce pójść z
Joem na całość. Gotowa była wyruszyć w najbardziej szaloną i zmysłową
przygodę swojego życia z tym cudownym mężczyzną. Ale wszystko po
kolei. On też musi jej pragnąć.
Po kłopotliwej chwili, kiedy oboje sobie uświadomili, że nici z
bezpiecznego seksu, starali się ostudzić emocje. Meg poprawiła ubranie
i pomogła zapakować koszyk. Dostrzegała rozczarowanie Joego, ale też
pewną ulgę. Zagalopował się trochę, ale nie zmienił zdania; nadal
zamierzał poczekać, zanim oboje zaangażują się w erotyczny związek.
Jeśli chodzi o nią, była i tak o parę dobrych lat spózniona. Migdalenie
51
RS
się ze smarkaczami w college? po prostu się nie liczyło.
Porządna dziewczyna pewnie by się wycofała i pozwoliła mężczyznie
narzucić ton i tempo. Ale, jak sama się przekonała na upiornej randce z
Obleśnym Tedem, czasami nie opłaca się być porządną dziewczyną.
Wkroczyła do sklepu i podeszła prosto do lady, przy której odbierało
się zakupy. Przy ladzie atrakcyjna kobieta w średnim wieku rozmawiała z
łysiejącym starszym panem w nieskazitelnym, ciemnogranatowym
garniturze. Zapamiętała ich oboje ze swojej pierwszej wizyty. Stanowili
osobliwy kontrast - on dystyngowany, mówiący eleganckim akcentem,
chciałoby się powiedzieć - prawdziwy angielski kamerdyner, ona zaś-
wygadana i wylewna, wyrzucająca z siebie słowa z intonacją typową dla
ludzi z Południa.
- Jest pani pewna, że to już wszystko, pani Merriweather? - zapytał
mężczyzna.
Meg podeszła bliżej.
- Tak, jestem - odpowiedziała kobieta. - Pamiętaj, Alfredzie, jeśli nie
zaczniesz mówić do mnie Dixie, dosypię ci pieprzu do herbaty, żeby cię
choć trochę rozluznić.
Starszy pan jeszcze bardziej się wyprostował, a Meg zdawało się, że
wypatrzyła ciepły błysk w jego oczach.
- Jak pani sobie życzy - odpowiedział spokojnym głosem, w którym
Meg usłyszała coś jeszcze - ślad ciepłego uczucia? - co w zestawieniu z
ostentacyjną powściągliwością tego dżentelmena wydało się dziwne.
Zbierając się do odejścia, mężczyzna ukłonił się, po czym zniknął w holu.
Blondynka zwróciła się do Meg.
- Ach, to ty? Witaj, skarbie, właśnie na ciebie czekałam.
- Pani... mnie poznała? - zdumiała się Meg.
- Oczywiście. - Dixie wyszła powoli zza lady, kołysząc biodrami.
Przyjrzała się Meg. - Chociaż... nie przewidziałam takiej garderoby.
Dziecko, gdzie ty się ubierasz?
Meg zagryzła wargę.
- Umówiłam się z właścicielką.
Dixie przytknęła palec do policzka i nadal taksowała Meg od stóp do
52
RS
głów.
- Tak, słyszałam o tym.
- Czy mogłaby pani poprosić pannę Ruskin, żeby do mnie zeszła?
Naprawdę nie chciałabym wchodzić do środka.
- Nie przejmuj się - powiedziała Dixie, bezceremonialnie obejmując
Meg w pasie - wjedziemy prywatną windą. Wejdziesz do biura przez
nikogo nie zauważona. A tak przy okazji, jestem Dixie.
- Miło mi panią poznać. - Meg pozwoliła się poprowadzić do windy,
której prawie niewidoczne drzwi otworzyły się w ścianie dyskretnie
wyłożonej drewnem. - Całkiem pomysłowe - pochwaliła.
- Zależy nam na dyskrecji. Panowie składają zamówienie przez
komputer, następnie wybrana rzecz zjeżdża na dół i po dziesięciu
minutach jest do odebrania.
- To świetny pomysł, wolałabym jednak, żeby połowa mężczyzn w
Chicago nie oglądała mnie w bieliznie, jakiej w życiu na sobie nie
miałam.
- Naprawdę? No, no, moja droga, najwyższy czas coś z tym zrobić! -
Serdeczny śmiech Dixie sprawił, że Meg odprężyła się po raz pierwszy,
odkąd weszła do sklepu.
Poczuła się jeszcze lepiej, kiedy poznała Jamie Ruskin, jedną z
szefowych Czerwonych Drzwi. Jamie nie wyglądała na właścicielkę
sklepu z ekskluzywną bielizną. Była bardzo atrakcyjną, niedużą kobietką
z rudą, krótką czupryną i szczerym uśmiechem.
- Faith, moja wspólniczka, niestety nie mogła przybyć na to
spotkanie i kazała mi panią przeprosić - zaczęła Jamie. - Jest jej równie
przykro jak mnie z powodu tego, co się stało. - Gdy Meg usiadła, Jamie
wręczyła jej teczkę. - Znalazłam papiery, które pani kuzyn przekazał nam
razem z programem, włącznie z podpisaną przez panią zgodą na
wykorzystanie fotografii.
- Podpisałam to w ciemno - przyznała Meg.
- Rozumiem, ale niech się pani nie przejmuje - ciągnęła Jamie. -
Umówiłam się już z programistą i obiecuję, że do wieczora wycofamy
pani zdjęcie z obecnego programu.
53
RS
- Dziękuję -odetchnęła z ulgą Meg, zdobywając się nawet na
uśmiech.
- A nie jesteś choć trochę ciekawa?
Meg prawie zapomniała o siedzącej w pokoju Dixie, która zajęła
miejsce przy biurka Jamie i uśmiechała się jak kot z Cheshire. Założyła
nogę na nogę i wyglądała na tak seksowną i pewną siebie, jak może
wyglądać kobieta w średnim wieku, która już wie, czego chce od życia,
ale jest jeszcze na tyle młoda, żeby tę wiedzę wykorzystać.
- Chodzi mi o to, czy nie chciałabyś zerknąć na parę cieszących się
największym powodzeniem artykułów, które kupowali mężczyzni po
obejrzeniu twojego zdjęcia.
Jeszcze dwa dni temu taka propozycja wywołałaby u Meg jeśli nie
oburzenie, to na pewno szyderczy uśmieszek.
- Jakich artykułów? - zainteresowała się wbrew sobie.
- Proszę nie zwracać uwagi na naszą kochaną Dixie. Uwielbia
udzielać rad na temat seksu i miłości - zachichotała Jamie. - Tylko sama
ich do siebie nie stosuje.
- Odczep się - powiedziała Dixie, przewracając oczami.
- Czyżbym coś przeoczyła?
- Och, chodzi o pewnego cichego wielbiciela - wyjaśniła Jamie. -
Dixie szaleje, ponieważ ktoś podrzuca jej tajemnicze liściki. A właśnie,
Dixie, pojawiło się coś nowego?
- Nie, i mam to gdzieś. Nie interesują mnie mężczyzni, którzy nie
potrafią się zdobyć na szczerość i okazać, co czują.
Jamie wzruszyła ramionami.
- Mnie by to pochlebiało.
- Mnie też - dodała Meg. Dixie tylko ciężko westchnęła.
- Może lepiej wróćmy do bielizny, moja droga Meg - powiedziała i
zwróciła się do Jamie: - Nasza Meg powiada, że nigdy nie miała na sobie
niczego choć trochę seksownego. A sądząc po jej ubraniu, można jej
wierzyć na słowo.
- Jestem nauczycielką - powiedziała na swoją obronę Meg. - Muszę
się ubierać wygodnie, ponieważ przez cały dzień uganiam się za sforą
54
RS
siedmiolatków.
- Oczywiście, kochanie. - Głos Dixie przypominał do złudzenia
mruczenie kota. - Ale gdybyś wolała, żeby przez całą noc uganiali się za
tobą trzydziestolatkowie, stanowczo powinnaś zmienić garderobę.
- A mogłaby pani coś doradzić w sprawie tej... eee... bielizny? -
zapytała Meg po dłuższym namyśle.
Dixie klasnęła w dłonie.
- Och, oczywiście, nie mogłaś lepiej trafić! Podnieś pupę z tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •