[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chciałbyś o tym wiedzieć...
- Coś nie w porządku? - spytał.
- Och, nie. Po prostu... Właściwie nic. - Spodziewała się zobaczyć jego
nowe ubranie, natomiast nie przeczuwała, że będzie to po prostu para nowych
dżinsów i ciemnozielona bluza bez kołnierzyka, włożona na trykotową koszulkę
- Myślałaś, że przyjdę w białej koszuli i szarym garniturze, prawda? -
Czytał w jej myślach z ogromną łatwością.
- Nie, oczywiście, że nie...
- Oj tak. Przyznaj się.
- No... - Na próżno szukała taktownej odpowiedzi.
- Przykro mi, Kate - rzekł z uśmiechem. - Garniturów nie noszę i nosić nie
będę. Poza tym co zrobiłbym z garniturem w Tanzanii?
Na myśl o jego powrocie do Afryki ogarnął ją żal.
- 78 -
S
R
- Posłuchaj, przyszłam ci powiedzieć o tym kolarzu... Podobno jeszcze
dwa razy go reanimowali, ale się nie udało.
- Nic dziwnego. - Spoważniał. - Był w kiepskim stanie. Samochód musiał
jechać z dużą szybkością.
- A w ogóle jak ci poszło?
- Całkiem niezle. Pacjenci byli nieco zaskoczeni moimi metodami pracy,
ale w końcu chyba troszkę mnie polubili. W każdym razie wychodzili
zadowoleni. O ile wiem, w południe mamy zebranie?
- Och, zupełnie zapomniałam. Lepiej przyjmę ostatnich pacjentów.
Richard dostaje szału, kiedy ktoś się spóznia. - Odwróciła się do drzwi.
- Chwileczkę!
- Tak?
- Czy Helen wspomniała coś o sobotnim wieczorze? Przez chwilę nie
rozumiała, o którą sobotę chodzi.
- Mówiła, że przyjdziesz - powiedział.
- Chodzi ci o przyjęcie na cześć Georginy i Andrew? - zapytała zdumiona.
- Oczywiście. A o co? - Zrobił figlarną minę.
- Ach, nic. - Wprawił ją w zakłopotanie. Było rzeczą naturalną, że została
zaproszona na przyjęcie; w końcu od dawna zna państwa młodych. Ale czy to
nie dziwne, że na ich ślubie będzie również Jon Hammond?
I znów czytał w jej myślach.
- To miło ze strony Helen, że mnie zaprosiła. Powiedziała, że będę miał
okazję poznać tutejszych ludzi.
- No tak. Prawda. - Nagle stwierdziła, że cieszy się perspektywą spotkania
go na przyjęciu, ale przecież nie powinna mu tego okazywać, więc mruknęła, że
naprawdę musi już iść, i szybkim krokiem opuściła gabinet.
Na zebranie przybyła jako ostatnia, wskutek czego została zgromiona
spojrzeniem przez szefa.
- 79 -
S
R
- Przepraszam - szepnęła i zajęła miejsce przy stole pomiędzy Martinem
Hoganem a Kay Shelby, jedną z pielęgniarek.
- No dobrze - powiedział Richard. - Skoro jest już Kate, to możemy
zaczynać. Najpierw sprawy ogólne, a potem problem pewnej rodziny. - Potoczył
wzrokiem po zebranych, a ponieważ wszyscy skinęli przyzwalająco głowami,
przystąpił do rzeczy.
W tej samej chwili Kate uświadomiła sobie, że Jon siedzi dokładnie
naprzeciwko niej. Chyba poczuł na sobie jej spojrzenie, bo podniósł wzrok i
popatrzył jej w oczy. Szybko odwróciła głowę.
- Przede wszystkim chciałbym oficjalnie powitać Jona Hammonda.
Wiem, że dołożycie starań, żeby mile nas wspominał. Jon, mam nadzieję, że
będziesz się u nas dobrze czuł.
- Dzięki. - Jon skinął głową. - Na pewno mi się tu spodoba.
- O ile wiem, problem mieszkania został już rozwiązany?
- Tak, Kate go rozwiązała. - Jon spojrzał na koleżankę, której nagle
zrobiło się gorąco.
- Właściwie nie ja - bąknęła. - To zasługa Helen, naprawdę.
- Masz do dyspozycji samochód - ciągnął Richard, a gdy Jon kiwnął
głową w odpowiedzi, dodał: - Zasadniczo przejmujesz pacjentów Paula, jednak
on brał więcej dyżurów niż inni, więc zgodziliśmy się odciążyć cię nieco. Nie
mamy prawa oczekiwać, że podołasz tylu obowiązkom, skoro nie znasz okolicy,
a co dopiero mieszkańców. A poza tym zaczyna się sezon turystyczny, co
zawsze się wiąże ze wzrostem liczby pacjentów. Turystów przyjmujemy
wszyscy. Czy masz coś przeciw temu, Jon?
- Oczywiście, że nie. - Przez chwilę milczał. - Muszę jednak wyznać, że
jest coś, co spędza mi sen z powiek.
Kate gwałtownie podniosła wzrok, zastanawiając się, cóż takiego zakłóca
jego stoicki spokój.
- Mianowicie?
- 80 -
S
R
- Wiecie - odparł niespiesznie - w Tanzanii nie było za wiele komputerów.
- A ile było? - roześmiał się Martin Hogan.
- Właściwie to nie przypominam sobie, żebym widział choć jeden -
przyznał Jon. - Dlatego nie mam pojęcia, jak na nich pracować.
- Nie przejmuj się - odezwała się nagle Elizabeth. - Jest tu parę osób,
które też jeszcze nie posiadły tej umiejętności.
Zebrani wybuchnęli śmiechem.
- Całkiem możliwe - powiedział Richard, uciszając kolegów gestem - ale
my przynajmniej widujemy ten sprzęt od czasu do czasu, natomiast Jon wcale
nie miał z nim do czynienia. Czy ktoś zechciałby nauczyć go podstaw?
- Ja! - Kate usłyszała swój własny głos.
- Znakomicie, dzięki. Jeszcze raz witam cię u nas, Jon. A teraz sprawy
zawodowe... - Urwał i spojrzał w notatki. - Otrzymałem parę ogólnych
informacji dotyczących finansowania naszej działalności.
Kate podniosła wzrok i stwierdziła, że Jon znów na nią patrzy.
Podziękował jej ruchem warg. Zaczerwieniła się lekko, zakłopotana. Nie bardzo
wiedziała, co skłoniło ją do złożenia propozycji. Prawdę powiedziawszy, sama
spędziła wiele godzin na nauce obsługi komputera i wciąż nie uważała się za
eksperta w tej dziedzinie. Poza tym miała chyba dość pracy i bynajmniej nie
narzekała na nadmiar czasu.
Po omówieniu zasad finansowania przeszli do podziału obowiązków, z
którego jeszcze nikt nigdy nie był zadowolony. Potem ustalili godziny pracy,
Richard opowiedział o swej pracy w szpitalu Shalbrooke, gdzie zastępował
tamtejszego anestezjologa, po czym wywiązała się dyskusja nad nową
organizacją nocnych dyżurów.
- Ja osobiście czarno to widzę. - Martin zrobił posępną minę. - Mówisz:
dwóch lekarzy na całą wyspę?
Richard skinął głową.
- 81 -
S
R
- Dyżurujemy w przychodni, wezwania przyjmuje centrala, a każdy lekarz
dostaje do dyspozycji kierowcę i samochód z systemem ostrzegawczym.
- Aha! - Martin bynajmniej nie wyglądał na przekonanego.
- Jaką powierzchnię ma wyspa? - spytał Jon.
- Około czterystu kilometrów kwadratowych - wyjaśnił Martin - czyli
niemało. W najszerszym miejscu ma trzydzieści sześć kilometrów.
- Jednak nie są to odległości, do których jesteś przyzwyczajony, Jon -
wtrąciła Kate z lekkim uśmiechem, przypominając sobie, jak daleko trzeba
chodzić w Afryce czy to po wodę, czy do lekarza.
- Nie myśl tylko, że u nas jest łatwiej - wtrącił Martin. - Z całym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •