[ Pobierz całość w formacie PDF ]

natomiast myślę o tych okropnych bandażach, które on miał pod kurtką, a może nawet
pod całym ubraniem. Myślę, że to nie był zwykły bandaż. To coś innego, dużo twardsze i
sztywniejsze...
196
Annika nieoczekiwanie rzuciła się jak do ucieczki.
- Nie chcę tego więcej słuchać! - krzyczała. - Nie chcę!
Martin pobiegł za nią. Wkrótce oboje zniknęli pośród drzew.
- Co jej jest? - zapytaÅ‚ Jørgen, niczego nie pojmujÄ…c.
Tone przystanęła. Była bardzo blada.
- Przyszła mi do głowy taka myśl...
- Co takiego? - zapytał Knut.
- Nie, to niemożliwe! To niemożliwe!
- Jezu, czy ty też masz zamiar zemdleć? - jÄ™knÄ…Å‚ Jørgen. - Co siÄ™ dzisiaj z wami dzieje,
dziewczyny?
- Myślę, że Martin też ma różne podejrzenia - mruknęła Tone. - Wczoraj tyle mi
opowiadał o tym opuszczonym mieszkaniu. O mieszkaniu Rona. %7łe takie było okropnie
puste i zimne.
- No i co z tego? - nie przestawaÅ‚ siÄ™ dziwić Jørgen.
Tone mówiła dalej jak w transie:
- Ja w jego obecności zawsze okropnie marzłam.
- W czyjej obecności? Martina?
- Nie, nie!
Jørgen zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o.
- No. Teraz, kiedy to mówisz, mnie też zaczyna się wydawać... Zawsze, kiedy do nas
przychodził, musieliśmy palić w kominku.
- Wiem, że Annika nie może się pozbyć pewnej natrętnej myśli - dodała Tone. - A teraz to
ona wygląda na chorą. - Ron rzadko bywał w domu, większość czasu spędzał na
wrzosowisku. I tej pierwszej nocy, kiedy Annika widziała go w blasku księżyca, też wyłonił
się z lasu. Bardzo często tam chodził.
- Może lubi sypiać pod goÅ‚ym niebem - rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Jørgen.
Knut jednak przyglądał się Tone.
197
- Jest coś nie w porządku z ręką Anniki.
Tone skinęła głową.
- Nigdy nie chciał być blisko nas. W żadnych okolicznościach. I czytać umiał tylko pismo
ogamiczne. A ten wyraz okrucieństwa...
- No a to, co Annika opowiadała o ogniach świętego Elma! - zawołał Knut. - Ron twierdził
podobno, że wokół jej postaci też unoszą się niebieskie płomyki, prawda? Ona sama nie
mogła tego widzieć.
- Ja też zwróciÅ‚em na to uwagÄ™ - wtrÄ…ciÅ‚ Jørgen, nie do koÅ„ca zdajÄ…c sobie sprawÄ™, o
czym właściwie rozmawiają. - Ognie świętego Elma nie pojawiają się nad ludzmi. Myślę,
że to musiało być jakieś inne zjawisko elektryczne.
Tone popatrzyła na niego spod oka.
- Cokolwiek to było, to ogniki unosiły się tylko nad nim, mogłabym się założyć - mruknęła
Tone. - Annika wie więcej niż my. Dużo więcej.
- Tak - zgodził się Knut. - Ale pytać jej nie powinniśmy.
- Co z wami? - irytowaÅ‚ siÄ™ Jørgen. - O czym wy rozmawiacie? Ja niczego nie rozumiem!
Nagle Tone podskoczyła.
- Nie, oczywiÅ›cie, że to nieprawda! Zapomnij o wszystkim, Jørgen! ByliÅ›my gÅ‚upi!
Puściliśmy wodze fantazji. Ale co z tamtymi?
Martin trzymał w ramionach histerycznie szlochającą Annikę.
- No, no - szeptał. - Nie myśl o tym w ten sposób! Pamiętaj, że Ron cię kochał! Pamiętaj,
że tamtej nocy w lesie uratował ci życie!
- Nie, on mi życia nie uratował. To ty mnie uratowałeś, bo przyszedłeś w odpowiednim
czasie!
- Możliwe, ale on był mi za to wdzięczny, bo nie chciał zrobić ci nic złego. Ale trudno się
dziwić, że chciał cię zatrzymać przy sobie na zawsze. On był taki samotny, Anniko!
Musisz zrozumieć, ile ty dla niego znaczyłaś! A tamto, to była tylko chwila słabości, której
potem gorzko żałował.
- Ale moja ręka...
198
- Nie przejmuj się tym! To przejdzie wkrótce.
- Nie przejdzie! To nigdy nie zniknie - szlochała.
- Zniknie!
Ujął jej rękę i wargami delikatnie pieścił wyraznie widoczne piętno przy nadgarstku.
- Musisz o tym zapomnieć, Anniko! Za pięćdziesiąt lat, kiedy oboje będziemy siedzieli
przed telewizorem i prosili nasze wnuki, żeby zachowywały się trochę ciszej, pomyślisz o
Ronie... jako o smutnym wspomnieniu z młodości Przypomnisz sobie wtedy wiatr i szum
morskich fal, i księżyc, i miłość Rona! Jego czułość i troskliwość wobec ciebie...
Annika szlochała rozdzierająco, kryjąc twarz w swetrze Martina. Potem uniosła głowę.
- Pewnego razu widziałam jego profil... wokół nas unosiła się mgła... I wtedy wydawało
mi się, że patrzę wprost w jego twarz. A tamtej nocy w zagajniku, kiedy znalazłam się
bardzo blisko niego, wtedy w ogóle nie widziałam jego twarzy!
Tone i chłopcy ukazali się pod drzewami. Martin machnął dyskretnie ręką, żeby im nie
przeszkadzali, a oni wycofali się bez słowa.
- Ale wtedy, kiedy chwycił cię za rękę... wtedy byliście naprawdę blisko siebie, tak blisko
jak nigdy przedtem?
Annika drgnęła gwałtownie.
- I właśnie wtedy miałam to przeczucie... To była ta chwila prawdy! Choć nie mogłam
tego zaakceptować. A kiedy oddawałam mu koronę... Uklękłam i mimo woli podawałam
mu ją tak, jakby on był... Och, Martin, to nie może być prawda!
- Nie, ja też w to nie wierzę. Ja myślę po prostu, że Ron to młody idealista, taki jak my,
słyszał historię tej celtyckiej korony, która powinna wrócić do Irlandii, by lud irlandzki mógł
zaznać spokoju! A my wymyśliliśmy mnóstwo niedorzecznych teorii!
Roześmiała się niepewnie.
- Naprawdę myślisz, że to tak jest?
- Oczywiście! A jak inaczej to wytłumaczysz?
- Nie, oczywiście, masz rację! Boże, człowiek bywa taki głupi!
Wstali oboje. Martin był teraz bardzo poważny.
199
- Annika, czy mogłabyś zastanowić się bliżej nad tym, co powiedziałem o naszych
wnukach?
Ona znowu roześmiała się speszona.
- Ja ciÄ™ bardzo lubiÄ™, Martin. NaprawdÄ™ bardzo! Nie wiem, co inne dziewczyny by
powiedziały na moim miejscu, ale mnie jest... dosyć trudno potraktować to wszystko
poważnie. Albo że... mógłbyś... Jak mogę się wiązać z chłopakiem, którego zna prawie
każda dziewczyna w tym mieście? Jesteś dosyć... przechodzony, Martinie. - Kiedy
stwierdziła, że posmutniał, dodała pospiesznie: - Musiałabym pobyć jakiś czas z tobą,
poznać cię lepiej. I ty musisz poznać mnie. Wiem, że wspomnienie Rona z czasem
przyblednie, że przestanie tak bardzo boleć, ale akurat teraz wszystko wydaje mi się
okropnie skomplikowane i trudne. Rozumiesz mnie?
- Oczywiście, że rozumiem.
Annika znowu pogrążyła się w myślach.
- Sądzisz, że zobaczymy go jeszcze w Tara? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •