[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostań przy obowiązku& jeśli cię rugować zechcą, przyjdziesz do mnie. Ja się niewiele
oddalam  tu pod górą najmę dworek u Ostójskiego.
Eliasz zapłakał, do kolan się skłonił, nie rzekł już nic, bo nie chciał się sprzeciwiać.
Nazajutrz nastąpiły przenosiny. Niewiele one kosztowały czasu, bo sprzętu część należało do
probostwa, a własność ubogiego Kanonika była bardzo skromna. Zaprzeczono mu wielu
rzeczy, do których miał prawo  ustąpił bez sporu. Modlił się w ganku, patrząc na tę
rumację, która mu serce rozdzierała, nareszcie spostrzegłszy siostrę, która z zapuszczoną
zasłonką głową, wyszła ubrana jak w drogę, ruszył się z ławki. Wejrzeniem pożegnał
probostwo i skierował ku kościołkowi. Ten był zamknięty, klękli pomodlić się w progu. Eliasz
za nimi. Gdy Kanonik wstał, pogodną miał twarz i uśmiechnięte usta  ofiarował Bogu
boleść w jego usługach zyskaną  lekko mu było, bo nic sobie do wyrzucenia nie miał.
Zaszli powoli z góry ku pustemu dworkowi, gdzie Ostójski czekał z chlebem i solą, Zosia
z przygotowanym podwieczorkiem, a Klara z wymownym słowem pociechy.
Jednakże mimo wszelkich starań o złagodzenie wrażenia, które przenosiny te uczynić
musiały, wszystkim jakoś było smutno. Ostójski niekiedy stawał w oknie i patrzał na
probostwo z grozbą w oczach& jakoby chciał nowemu panu powiedzieć:  nie będzie ci tam
gładko!
W istocie, Wikary, niewielu znany bliżej, a nikomu miły, zgotował sobie, zastępując
usuniętego Kanonika, życie wcale nie do zazdrości. Lud, który miał zaufanie w starym
przyjacielu, stronił od probostwa, a szedł do dworku, szlachta, umiejąca szanować cnotę,
okazywała wszystka zimną obojętność zastępcy. W niedzielę, mimo zaproszenia, w święto
nikt ani zaszedł na probostwo. Wikary administrator został odosobniony i naturalnie
przypisywał to intrygom Kanonika, chociaż ten najmniejszego nie miał udziału w niczym i
słowem żalu nawet nigdy się nie odezwał.
Stosunki z folwarkiem były jak najściślejsze, z plebanią tylko przez Eliasza jeszcze miał
jakąś styczność Kanonik. Rano bardzo zwykle mszą świętą odprawiwszy, wracał do dworku i
tam nad brewiarzem lub książką przesiadywał dzień cały, wieczorem często bywali z siostrą
na folwarku.
Julian wyjechał dla zdania egzaminów i pisania swej lekarskiej rozprawy, której miał
bronić publicznie  w pałacu panowała cisza przedburzowa, Ostójski też musiał na wszelki
wypadek tak swe interesa uporządkować, aby go sprzedaż majątku i możliwe wyjście z
dzierżawy nie zastały nie przygotowanym.
Stary hrabia siedział w oficynie, hrabina płakała w pałacu. Carita po niejakim czasie
objawiła swej dobrodziejce postanowienie założenia pensji w miasteczku. Zdawało się, iż
eks kapelan poddał jej tę myśl, gdyż za nauczyciela do kilku przedmiotów miała go
zamówionym i do ogólnego nadzoru nad zakładem. On też pierwszym urządzeniem się
zajmował. Na wiadomość o tym stara hrabina podniosła oczy, popatrzyła na Włoszkę,
pokiwała głową i spytała ją, czy nie ma może zamiaru wstąpić pózniej do jakiego zakonu?
Carita zarumieniła się mocno, a po chwili szepnęła, iż za nic ręczyć nie można, jeśli przyjdzie
natchnienie. Na tym się skończyła rozmowa. Wkrótce potem do nowo zajętego domu
przeniosła się Włoszka, przybyła jeszcze jedna podżyła już nauczycielka, wzięta z poręki ks.
Wikarego, i rozesłano ogłoszenie o otwierającej się pensji wedle planu i metody innych
klasztornych urządzonej.
Po wyjezdzie hr. Edmunda kilkanaście dni upłynęły bez żadnej o nim wiadomości, ojciec
tym był niespokojniejszy, iż na nim ostatnie swe pokładał nadzieje. Nareszcie jednego dnia
hrabina bilecikiem oznajmiła mężowi, że miała mu coś do udzielenia z listu Edmunda. Hrabia
pospieszył do pałacu. Na stoliku zastał list otwarty, który syn, więcej do matki czując
zaufania, do niej adresował. Mniej więcej brzmiał on jak następuje:
 Nie chciałem nic pisać o sobie, dopóki by się coś stanowczego nie trafiło, o czym by
donieść było warto. Szczęściem, przybywszy do stolicy, zastałem tu niczym nie popsute pole,
gdyż o naszym nieszczęściu wiadomość jeszcze była nie doszła. Przez dni kilka musiałem
odwiedzać moich znajomych, aby wpaść na myśl jakąś, na drogę. Miasto zastałem prawie
puste, wszyscy jeszcze byli u wód lub na wsi. Już prawie zwątpiłem o powodzeniu, gdy mi się
nastręczył baron Sauer. Ani hrabia, ani mama kochana nie możecie znać barona Sauer, gdyż i
on, i jego baronostwo świeżej jest daty. Wyrósł on, wychował się, dojrzał, wygładził się,
spotężniał i przywdział tytuł na giełdzie. Nie potrzebuję objaśniać, iż należy do najstarszej na
ziemi arystokracji, bo pochodzi z pokolenia Lewi. Pamiętają go ludzie buchhalterem w
podrzędnym domu wekslowym, potem handlarzem akcji i papierów, potem w maleńkim
sklepiku, gdzie pieniądze zmieniał i sprzedawał walory, potem wspólnikiem jakiegoś
przedsiębiorstwa kolei żelaznej, potem bankierem na pierwszym piętrze Pod Lipami*, na
ostatek& baronem Sauer i milionerem& Jakże go mam opisać? Im z mniejszego wyszedł,
tym dziś jest większym panem, ale co się zowie grand seigneur. Pałac przepyszny, willa
cudowna w Tiergartenie, ekwipaż jeden z najpiękniejszych, stół lukullusowy, dom otwarty,
bale, jakich ambasadorowie nie dają& Otarł się przy tym tak wybornie, iż w nim owego
dawnego buchhaltera ani znać.
Baron Sauer był mi zawsze bardzo przyjaznym. Zobaczywszy mnie, zaprosił na obiad
męski. %7łona jego była na wsi. Pojechałem, było nas kilku z wyższego tutejszego świata
dobrych chłopców, radych się poweselić i pośmiać. Przy obiedzie paplaliśmy. Zgadało się o
ożenieniu, jam się nie bez celu wyrwał, że mnie celibat nudzi i że gotów bym się ożenić&
baron podchwycił:
 Naprawdę? naprawdę? Nie masz hrabia przesądów?
 %7ładnych, ale wymagam od żony wykształcenia jej stanowi właściwego, młodości i 
dokończyłem, na dłoni wskazując, jak się liczy gotówkę. Baron się roześmiał.
 Cela va sans dire?*  rzekł.  Chcecie się żenić, bierzcie Filipinę Sauer, mojego
zmarłego brata córkę& Widzieliście ją, ładna jak aniołek, a raczej jak szatanik, uczona jak
Rachel& i ma trzykroć sto tysięcy talarów posagu& Wiem, że jesteście katolikiem i że dla
was sama przyzwoitość wymaga, aby żona była katoliczka  ale o to bardzo łatwo  nam
wszystko jedno& Filipinę umyślnieśmy zachowali i wychowali& nie dając jej żadnej
konfesjonalnej edukacji, aby sobie religię wybrać mogła& Gdyby się trafił bankier izraelita,
mogłaby zostać w wierze ojców, jeśli protestant junkier*, gotowa być protestantką  a gdy
się katolik podoba  będzie katoliczką.
Uśmiechnął się poczciwy Sauer, znajdując nadzwyczaj praktycznym wychowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alwayshope.keep.pl
  •